niedziela, 15 listopada 2020

A w gałęziach już listopad cicho śpiewa...

 

Wiatr kołysze lekko drzewa,

a  w gałęziach już listopad

cicho  śpiewa.

Narodowe wielkie święta...

 Chwile chwały, bohaterów

chcę pamiętać.

 

Widzę tłumy na ulicy,

a ulica głośno krzyczy.

Prosto w niebo,

jak rakiety  lecą race,

 chociaż chciałabym inaczej.

Cóż ja znaczę...

 

Dziś  na ustach Bóg, Ojczyzna,

 moja Wiara i patriotyzm

na sztandarach.

Honor, duma oraz  zamęt...

Noszę w  sercu smutek czarny

 jak atrament.

 

Bo ja jestem, proszę pana,

niespokojna.

Wśród znajomych, na ulicy

słyszę: Wojna!

 

Tak, ja jestem, proszę pani,

niespokojna.

Wieczór piękny, noc upojna,

ale wojna...

 

Nie bój się, maleńka moja,

ja pochwycę każdą racę,

zanim ty wybuchniesz płaczem.

 

Bóg i honor na sztandarach,

a nad nimi jak w oparach

moja Wiara.

 

W noc tę straszną, niepojętą,

szukam duchów tych, co w chwale

nam zwracali

wolność

 świętą.

 

11 listopada 2020 r.

 











piątek, 18 września 2020

Wspomnienie

Jest miasto, jest i biblioteka. W dodatku drewniana. Od czegoś trzeba zacząć  -  myślałam. A może i nie myślałam, tylko bezwiednie skierowałam swe kroki  do biblioteki, zaraz po przeprowadzce. Owionął mnie zwykły zapaszek starych książek. Otuliła cisza. Bibliotekarka w skupieniu założyła mi kartę. A potem minęło trochę czasu i trafiłam na pierwsze spotkanie Dyskusyjnego Klub Książki. W niedużej salce przy wspólnym stole spotkały się czytelniczki - ciche, pogodne. Z czasem przekonałam się, że w ich głowach mieszczą się ogromne  mapy myśli, dotyczące literatury krajowej i światowej, poskładane tematyczne, podkreślane wiele razy, poprawiane ołówkiem, wycierane gumką, wszystkie w wersji papierowej. Rozmawiałyśmy o wybranej książce. W prowadzącej widziałam elfa, który uchował się gdzieś w tych pachnących kurzem i baśnią korytarzach. Na stole paliła się świeczka, przez okno wpadało nadnarwiańskie powietrze zaprawione smogiem. Każda z nas po kolei dzieliła się wrażeniami po przeczytaniu dzieła, potem wywiązała się dyskusja.  A jeszcze potem były kolejne spotkania. Co miesiąc po pracy, zamiast do domu, szłam do zacisznej salki w bibliotece.  Kawa była już przygotowana, paliła się świeczka, kusiły ciasteczka. Na nasze spotkania zaczęły przychodzić nowe osoby. Kilka razy pojawił się chłopak z Ukrainy, nosił skórzaną kurtkę i miał mroczne spojrzenie Domogarowa (albo Bohuna, jak kto woli). Ze dwa razy wpadł dziennikarz z aparatem. Sfotografował nas i poszedł. Podobno  wiceprezydent miasta pofatygował się na jedno ze spotkań, ale mnie wtedy nie było. Przyszedł też starszy pan w kraciastej koszuli.  Miał ujmujący uśmiech i nazwał nas... czarownicami. Słuchał  z uwagą i powiedział, że jesteśmy bardzo mądre i przyjemnie mu się słucha.  Uczestniczył też w kolejnych spotkaniach. Zawsze niezwykle skromny, zabierał głos na końcu, dzieląc się swoją refleksją z czarownicami. Miał pomysł, aby założyć Klub Czarownic, takich znad Narwi. 

Narew ma wiele dzieci. Wśród nich są elfy, czarownice, poeci... Starszy pan był znanym poetą, synem rzeki. Kochał ją niezmiernie, oglądał codziennie, pisał o niej.

Ja, przybysz, nietutejsza, też pochodzę znad Narwi. Miasto od początku nie było mi całkiem obce, bo znałam tu rzekę. Ona jak nić błękitna wiąże losy swych dzieci. Jej chłodne wody opływają nam serca, przenikają oczy, żebyśmy się mogli odnaleźć.

Poeta Tadeusz Machnowski  był m.in. współtwórcą Grupy Literackiej "Narew", członkiem Związku Literatów Polskich. Opublikował  14 tomów wierszy i 2 tomy opowiadań. Jego utwory  można znaleźć  w wielu almanachach poetyckich, na łamach czasopism regionalnych i ogólnokrajowych.

Był także uczestnikiem spotkań Dyskusyjnego Klubu Książki. Towarzyszył nam podczas rozmów o książkach. Umilał czas swym uśmiechem i słowem. Niedawno nas opuścił i już nie przyjdzie.

Zmarł we Wrocławiu nad Odrą. Tam został pochowany. 

Tak kochał Narew...

Podobno słyszano, jak rzeka rzece szepty słała.

 Rzeka rzece jest siostrą.








 

wtorek, 1 września 2020

Smutki jesienne, pies z kotem, Wodziłki

 Zostałam opluta jadem. I nawet mnie to mocno nie dotknęło, bo przecież tak bywa. Zdarzyło mi się już tego doświadczyć, przeżywali to inni. Dlaczego życie miałoby mnie oszczędzić? Nie stałam się dzięki temu silniejsza. Słabsza chyba też nie, bo nie mogę pozwolić sobie na bycie słabszą.

Potem zostałam oblana kubłem zimnej wody. Lodowata to woda, z ostrymi igiełkami. Do tej pory ogrzać się nie mogę.  Cały czas chciałam wierzyć, że wystarczy być uczciwym, że przyzwoitym trzeba być. No trzeba przecież, trzeba.

Ręce mi tak opadły, że nie mam siły chwytać wiatru w żagle.  Nawet łzy popłynęły. To tak potrwa chwilę.

W ogrodzie i w domu czuć jesienną wilgoć. Jeszcze trochę i stary Singer zakwitnie. Do domu wciskają się pająki. Myszy też pewnie próbują. Coraz częściej widzę ropuchę, która mieszka pod tarasem.

Trzeba powoli opróżnić basen, wystawiony na lato dla dzieciaków. Chyba już w tym roku nikt  w nim nie będzie pływał.

Ćma bukszpanowa zżera mi moje dwa bukszpany. Ukryłam je w kącie, myślałam, że nie zauważy. Na próżno.

Dzieciaki szczęśliwe wróciły do szkoły. Mnie onieśmielają maski ochronne i wszechobecne płyny do dezynfekcji. Najchętniej zwinęłabym się jak ślimak i poczekała w swoim domku na lepszy czas.

Kochani, zaczęłam zabawę w Instagram. Nie bardzo umiem:) Moje konto instagramowe nie łączy się z fb - to celowe. Jeśli macie ochotę pooglądać zdjęcia, które wstawiam, zapraszam. Wystarczy kliknąć tę czarno-białą ikonkę po prawej stronie.

A żeby zapomnieć o smutkach i smuteczkach pokażę Wam pieseczka i koteczka.



 A teraz miejsce, o który pięknie napisała Arteńka - http://cudartenka.blogspot.com/2020/08/wodziki-kawaek-rosji-nad-szeszupa.html

Tam czas się zatrzymał, naprawdę. Chodząc po Wodziłkach, brodzimy w tym zatrzymanym, zagęszczonym czasie. 



















poniedziałek, 10 sierpnia 2020

Uparcie trzymam się lata

 Kiedy minie mi lato, w jesieni zatonę,

gdzie się w złoto zamienia to, co było zielone.

Kiedy minie mi lato, otoczę ramieniem

całe złoto i cienie, zrzucę kwiaty

i w jesieni się zakorzenię.

Ale póki trwa lato, będę pływać w szmaragdach

i przyglądać się kwiatom, i przeglądać się w gwiazdach,

i w różowych  sukienkach tańczyć  z rosą o świcie,

trawy czesać palcami, oczy chłodzić w błękicie...

Tak, dopóki trwa lato  i się wszystko zieleni...

Potem sobie odpocznę w złotej, cichej jesieni.

 
Plony niedzielne i żurawki

A na koniec... Czaruś:) A może Czarcik...