wtorek, 27 stycznia 2015

Zmiany w mieście B i spotkanie...

Miasto B przywitało Kalipso obdrapanym wówczas dworcem i reklamami w jezyku polskim i rosyjskim. Biały kościół na wzgórzu, to był pierwszy ładny widok po wyjściu z dworca kolejowego.
Na początku myliła autobusy, jechała nie w tę stronę, w którą zamierzała. O dziwo, lepiej sobie radziła w Warszawie. Tutaj musiała wydeptać swoje ścieżki, pogłaskać wzrokiem kamienice, ulice, aż miasto przeciągnęło się jak kot, zamruczało i zaakceptowało ją.
I Kalipso została tam na kilka lat, gdzie wieże kościołów i cerkwi zgodnie królują nad miastem... Gdzie dwa razy obchodzi się sylwestra, a można i raz, ale długo. I świętuje się zawsze dwa razy.
Pierwsze swe kroki skierowała w stronę uczelni. Załatwiając sprawy formalne, zauważyła, że pan doktor, z którym rozmawiała, spaceruje po wytartym parkiecie na bosaka. I to ją zachwyciło.
Wtedy zachwycała się prawie wszystkim. Ot, młodość durna i chmurna, wesoła i szalona...
A cóż aż tak bardzo jej się mogło w tym mieście podobać? Tam ponoć białe niedźwiedzie po ulicach chadzają...
Ano podobały jej się i te białe niedźwiedzie. Pokochała lipy na Lipowej, obiady w Podlasiaku, wieczorne śpiewy przy dźwiękach gitar na korytarzu akademika, nawet wykłady profesor P. 
A dzisiaj może mniej rzeczy juz Kalipso zachwyca, ale jak już zachwyci to tak, że ho ho...
Jak bardzo rozwinęło się to miasto! Jak wypiękniało! - niemal wykrzyknęła, kiedy po dłuższym czasie znów tam zawitała. Tu zawsze było ładnie, ale teraz jest tak... europejsko. Ulice nabrały rumieńców. Lipowa to deptak, kolorowy I gwarny nawet o północy. Nowe budynki, ulice, sklepy, wielkie galerie handlowe... Jest i opera... Tylko pałac Branickich sie nie zmienił. I na Magdalence wciąż cicho...
Zmiany nie powinny cię dziwić, Kalipso! Z choinki się urwałaś? Wszystko się zmienia na tym świecie, a Białystok ma być taki sam?
Co prawda, to prawda...
I tu Kalipso doszła do wniosku, że może i z choinki się urwała, bo pisze o sobie w trzeciej osobie, a nawet i zwraca się sama do siebie, w osobie drugiej. Postanowiła zatem wrócić do normalności, czyli do osoby pierwszej.
Pięknie spędziłam czas w mieście B. Spotkałam się z przyjaciółmi, z ich dziećmi. Pisklęta się wybawiły... No I... W końcu umówiłam się z Ewą, cudowną Ewą poznaną w Pastelowym Kurniku.
Spotkałyśmy się przed pijalnią czekolady koło Ratusza. Ewa telefonicznie poinformowała mnie, jak wygląda. Opis nie zgadzał się w ogóle, ale wystarczyło, że spojrzałyśmy sobie w oczy:) Przy kawie I słodkiej czekoladzie (słodka to mało powiedziane) spędziłyśmy ze sobą ponad cztery godziny. Nie omówiłysmy wszystkich tematów dogłębnie, dlatego czekam na następne spotkanie. Jaka jest Ewa? Otwarta, spontaniczna, energiczna, radosna... I pomysłowa! Kocha ludzi, uwielbia zwierzęta. Wspaniały człowiek z piękną duszą! A ile talentów posiada! Obdarowała mnie przepięknym szalem przez siebie zrobionym i akacjowym likierem. Do tego słodkości!
Takie oto prezenty otrzymałam:) Zdjecie nie oddaje wiernie koloru szala, w rzeczywistości jest piękniejszy.
 Ktoś tu chciałby się otulić...
 Proszę zwrócić uwagę na splot i wykończenie:)
 Piłyśmy czekoladę...






 Miasto B nocą



Ewa, dziękuję Ci za spotkanie i życzliwość. Ściskam mocno:******
I tak powoli życie wirtualne wkracza do świata rzeczywistego, a czego się bardzo cieszę:)))



wtorek, 20 stycznia 2015

Noc, mgła, kot i ja

W nocy było duszno. Wszyscy spali. Kot skulony w kłębuszek przywierał mi do nogi. Odsunęłam go delikatnie i wstałam. Założyłam szlafrok i otworzyłam drzwi na balkon. Na dworze była mgła. Tak cudownej mlecznej mgły nie widziałam już dawno. Całe blokowisko tonęło w chmurze. Chłodne powietrze wpłynęło do mieszkania. Mgła przysiadła na parapetach, położyła się na szafkach, a ja patrzyłam przed siebie.
Najpiękniejsze mgły, jakie pamiętam, to te jesienne, na naszych łąkach, oglądane w dzieciństwie. Wieczorami robiło się zimno. Wtedy wypływały nie wiadomo skąd mgielne panny - mokrzyce. Tańczyły w tych swoich przejrzystych sukienkach. Powoli, bardzo powoli... Pachniały wilgocią, grobem, dżdżownicami. Czasami stały nieruchomo. Biel wtedy gęstniała. Zanurzałam się w nią, ale nie za daleko. Nie chciałam tracić widoczności. Ziemia we mgle była nieprzewidywalna. Mogła otworzyć swoje zapadnie i wessać w głąb. Tak... We mgle otwierają się tajemne przejścia, można w niej zginąć i się nie odnaleźć.
Miałam wtedy koleżankę, bardzo miłą dziewczynkę. Niewysoka, jasnowłosa, skromna... Zawsze w tym samym granatowym sweterku. Była nieśmiała i często płakała. Bawiłyśmy się w szkołę albo w sklep. Z innymi dzieciakami bujałyśmy się na gałęziach bzów, które rosły za połamanym płotem sąsiada. Sąsiad nigdy nie przeganiał dzieciaków. Dużo pił i nasza zabawa była mu obojętna.
Spotkałam ją niedawno. Miała opuchnięte nogi. Zapewne cierpi na żylaki. Włosy niedbale związane gumką. Plamy na skórze. Roześmiana i zasapana trzymała się za wielki brzuch.
- To już lada dzień. A weź, przestań! Już chce wyjść! Pewnie dziewczynka!
Znowu narodzi się mała dziewczynka. Zamieszka z rodzicami w domu wśród pól. Będzie biegać po łąkach, oglądać żuki i bawić się wśród bzów. I może będzie miała taką koleżankę, jak ja...
Patrzyłam wciąż przed siebie, a z bieli, która pokryła trawniki, plac zabaw, górkę do zjeżdżania na sankach, wyłaniały się kolejne obrazy. Zabawy w wojnę, kaczki drepczące w błocie, brązowy szczeniak...
Skąd przyszłaś, mgło? Dlaczego masz moje wspomnienia? Chyba tej nocy otworzyło się tajemne przejście do dość odległych już czasów. Na pewno wiedział o tym kot. Stał koło mnie, ocierając się o nogę. Miauczał żałośnie. On też przecież z tej mojej wsi. Tam go znalazłam. Może jego przodkowie wspinali się wtedy po bzach sąsiada...
Zamknęłam drzwi, przycinając mgielny welon jakiejś dzikiej wietrznicy. Poszliśmy do kuchni coś zjeść. Ja i on:)
A w dzień mgła opadła i drzewa pokryły się szronem.




W parku było prawie pusto. Tylko trzy małe niedźwiadki i ja:)







piątek, 16 stycznia 2015

Straty, smutki i używanie żywota

Babcia mi się nie śni, bo jej zakazałam. Kiedy przyśniła mi się tuż po swojej śmierci, powiedziałam jej, żeby już nie przychodziła. Teraz czasem wołam ją we śnie. Chyba się obraziła. A może już jest tak daleko, że nie może usłyszeć. Straciłam ją bezpowrotnie? Wielu odeszło. Nie dają żadnego znaku życia, nieżycia...
Nie ma już dziadków. I tej sąsiadki, co piła, i tej, co boso chodziła. Nie ma tych z kółek różańcowych i nabożeństw majowych, i z tych spelunek, gdzie życie podłe wre...
Miałam kiedyś koleżankę, która mieszkała w domu krytym strzechą. Mądra, sympatyczna dziewczyna. Miałam też taką, której dom był ogromny, bogaty. Od dawna już nie wiem, co u nich. A to były takie ważne dla mnie znajomości...
Zniknęli z mojego życia ludzie, zostali gdzieś na drodze albo poszli w inną stronę. Nieliczni tylko trwają. A ilu nowych się pojawi? Ciekawe, na jak długo...
Ziemia dziś drży pod nogami. Czuję wybuchy... Niemal słyszę wystrzały i krzyki. To Ziemia tak krzyczy? Kosmos na chwilę przestał oddychać. Przenika mnie kosmiczna pustka. Ktoś tam na świecie kogoś stracił....
Czy jest ktoś, kto myśli, że stracił mnie? Ja jestem jeszcze...
Nie traćmy się z oczu... Dopóki jesteśmy, bądzmy dla siebie nawzajem. Zawsze osiągalni...

Tak było wczoraj. Dziś minął mi nastrój nostalgiczny, chociaż smuteczki mniejsze i większe nadal lepią się do mnie. Nic to... Wieczorem wyszłam na spacer. Zajrzałam do sklepu, gdzie ze stosu tanich książek wydobyłam wielką biografię Adama Mickiewicza. Życie narodowego wieszcza kosztowało 20 zł, bez jednego grosza. Nie mogłam wzgardzić życiem Poety, w dodatku tak mocno przecenionym.
Hej, użyjmy żywota!
Wszak żyjem tylko raz.


No to sobie teraz używam przy herbacie:)

Takie korzenie mają drzewa w naszym małym parku.

 Udał się nam dzisiejszy spacer.
:)

sobota, 10 stycznia 2015

Wieczorne małych Polaków rozmowy

Jest bardzo późno i wszystkie dzieci powinny spać, a u nas jeszcze długo toczą się rozmowy...
Pusia
- Mamo, nie mogę spać. Oglądałam taką straszną bajkę, w której był zły czarodziej. On miał takie groźne spojrzenie i była tam taka brzydka dziewczynka.
- Nie myśl o tym. Zamknij oczy i wyobraź sobie coś miłego. Piękną łąkę, motyle, wróżki... 
- Dobrze, że mi o tym powiedziałaś.


Haniutek

- Mamo, pójdziemy w świat? Zapakujesz mnie do wielkiej tolby i będziesz niosła.
- Dobrze. Zrobimy w tej torbie okienko, dam ci książeczkę, latarkę i kocyk.
- To będzie taki domek!
- I w tym domku cię będę niosła.
- Na lody!!!

- Wiesz, Pusiu, Ja cię baldzo mocno kocham. Naplawdę. Tak mocno cię kocham. I mama cię kocha. Ja cię nigdy nie opuszczę. Jesteśmy w jednej dluzynie.


Pusia

- A wiesz, Haniu, że Pan Bóg też jest naszym tatą? I możemy do niego mówić: "tato"!
- Naplawdę? Ja nie będę tak mówić!!!
- Taaaaak! Ale... ja się trochę wstydzę.


Haniutek

- Gdzie mój Galgamel?!!!!
Gargamel w osobie lalki monster high zostaje natychmiast podany, po czym małe rączki kładą go obok Klakiera-tygrysa i starannie przykrywają kołderką.


Obie:

- Woooodyyyy!


Pusia:

- Mamo, dlaczego robisz do nas taką groźną minę?!

Jeszcze trochę i zamienię się w Gargamela!

Takie zdjęcia wydobyłam z czeluści komputera:) To było dwa lata temu...



 Zbudowałam dom.


 I rybki nam się rozmnożyły...