Skrawki,
urywki, strzępki obrazów z dzieciństwa... Coraz częściej
zastanawiam się, jaki wpływ miały na to, kim jestem, jaka jestem,
czy w ogóle są istotne? Dlaczego je akurat pamiętam?
Ten
obraz na przykład - stary, zmurszały krzyż na rozstaju dróg,
otoczony równie wiekowym płotem. Wokół niego rosły bardzo gęste
krzaki, tak gęste, że nawet zimą, gdy były bezlistne, wzrok z
trudnością się przez nie przebijał, żeby sięgnąć krzyża. W
tych krzakach toczyło się jakieś tajemnicze życie, pełne
szelestów i świergotów ptaków. To miejsce znam głównie z okien
autobusu, który woził mnie do szkoły. Czasami drogę tę
pokonywałam pieszo i wtedy biegłam, żeby mieć je jak najszybciej
za sobą.
Albo
ludzie... W każdą pierwszą niedzielę miesiąca u mojej babci
gromadziły się stare kobiety na odmawianie różańca. Nosiły
kolorowe chustki, miały głębokie zmarszczki, pachniały tanimi
kwiatowymi perfumami. Chowałam się w kącie i obserwowałam je, jak
monotonnie, beznamiętnie odmawiały modlitwy. Jedna miała straszne
haluksy i zniekształcone okropnie buty. Od wczesnej wiosny do późnej
jesieni chodziła boso, nawet do lasu. W mojej wyobraźni te kobiety
funkcjonowały jak jakieś dziwne stwory, ciężkie i niezgrabne,
może i dobrotliwe, ale niedostęne.
Pamiętam
też dwóch braci. Obaj spokojni, flegmatyczni, mieli czerwone twarze
i nie pozakładali swoich rodzin. Jeden z nich oprawiał kiedyś
cielaka rozciągniętego na drągu w wejściu do stodoły. Powoli z
namaszczeniem zdejmował z niego skórę, odsłaniając ścięgna,
mięśnie... Widok ten był dla mnie traumatyczny, a jednocześnie w
jakiś sposób fascynujący. Nigdy wcześniej nie widziałam krwi,
wnętrzności. Odkryła się przede mną straszna tajemnica. Drugi z
braci jeździł motocyklem i miał pieska. Jego obrożę obszył
kolorowymi guziczkami. Wyglądała bajecznie. Kiedy pies biegł,
guziki migały jak kolorowe kamyki.
I
ich matka-starowina, która w czasie wojny ukrywała się z dziećmi
w lesie i mleko w butelce ogrzewała na piersi pod bluzką. Ona
wiedziała, kiedy umrze. Poleciła synowi zawołać sąsiadki i
stanowczo nakazała im odmawiać modlitwę za konających. W czasie
tej modlitwy zasnęła na zawsze, a oczy miała takie wypłakane...
Zapamiętałam
też tę babinę z kołtunem. Była obiektem kpin, jak tak chodziła
latem ciepło ubrana z obwiązaną chustkami głową. Bo jak to tak,
w tych czasach kołtuna hodować? Ona uważała, że go nie można
ściąć, sam musi odpaść.
Albo
ta kobieta, co podobno niedobra taka była dla męża. Miała piękne
imię. Odwiedziłam ją kiedyś z babcią. Ucieszyła się na nasz
widok i poczęstowała ciepłymi bułeczkami prosto z pieca. Dawno
już była wdową, a przed jej małym domkiem rosły przepięne róże.
I
tego wariata pamiętam, co niby żył spokojnie, ale drzemał w nim
potwór, który czasami się budził, wtedy człowiek ów bywał
agresywny i ganiał za czymś po lasach. I tego bezdomnego, co to
ogrzewał się przy ogniskach...
Jak
już nauczyłam się czytać, a czytałam wcześnie, to zaszywałam
się na strychu i pochłaniałam stare książki, które tam leżały
zapakowane w pudle. Ciągle widzę pożółkłe karty powieści "Nad
Juksą" i czuję zapach rozgrzanych dachówek.
Kiedyś
to mało życia nie straciłam. Wpadłam pod koła wozu ciągniętego
przez konia. Doskonale pamiętam te czarne, ogumione koła. Wyciągnął
mnie stamtąd taki chłopak sepleniący, z którego wszyscy się
śmiali. Śmieją się do dziś, bo źle mu życie się ułożyło i
nadal sepleni, a ludzie lubią kpić z czyjegoś nieszczęścia. A on
mi życie uratował...
I
dużo jeszcze pamiętam... Całe to moje mityczne dzieciństwo... A
najbardziej dom rodzinny, związane z nim smaki, zapachy, dźwięki,
sytuacje... Wieś i jej zwyczaje, relacje międzyludzkie, to wszystko
zmieniło się w przeciągu lat, a w zakamarkach pamięci żyje. I
jest prawie tak niezwykłe i piękne, jak to odmalowałam niegdyś na
egzaminie z wiedzy o kulturze, ale czego się nie robi dla oceny:)
Dziwne
jest to, że te pierwsze doświadczenia, pierwsze obrazy pamięta się
najlepiej. Tak wiele już mam za sobą, szkołę, studia, narodziny
dzieci, tyle pięknych zdarzeń, a tyle jeszcze przede mną... A ja
ciągnę za sobą ten tobół wspomnień, czasami luźnych bardzo,
tych wszystkich ludzi, których już nie ma, i te miejsca, o których
inni zapomnieli, a może pamietają inaczej...
I
pomału, pomału, odkrywam w tych skrawkach wspomnień siebie. Dzięki
nim łatwiej jest mi pewne rzeczy zaakceptować i zrozumieć, odkryć
w sobie indywidualność, bo ten mój los jest dany tylko mi, a że
nie ma od niego ucieczki, trzeba się z nim pogodzić i nauczyć
cieszyć się z niego.
Ostatnio tez duzo o tym mysle.
OdpowiedzUsuńWychodzi na to, ze jest tak, jak moiwa madre ludzie, ze dziecinstwo, to jednak nas ksztaltuje na dalsze zycie...Chocbysmy tego nie chcieli.
I te obrazy, takie ciagle zywe!
Dlatego lubie ksiazki Bator, bo ona umiejetenie wyciaga takie zapamietane:)
Też lubię Bator:) A ten post to takie moje osobiste odniesienie do "Widnokręgu" Myśliwskiego. Dzięki tej książce tak wyraźnie poczułam, gdzie jest środek tego mojego własnego widnokręgu:)
UsuńOesu, Dziewczyny, Bator wymiata! "Piaskowa góra" jest genialna. Ten język, narracja, skojarzenia, no wszystko!
Usuń"Piaskowa góra" - mistrzostwo:)
UsuńCóż Kalipso, jak zwykle pięknie. I przywołałaś wspomnienia różne, najróżniejsze, takie szczątkowe i takie całkiem wyraźne. Jedne i drugie bardzo mocne, bo skojarzone z jakimś zapachem, dźwiękiem, emocjami - może właśnie dlatego tak pewnie tkwią w zakamarkach pamięci. Wystarczy znajomy zapach, dźwięk, a wyskakują na powierzchnię.
OdpowiedzUsuńTo Twój ogród na zdjęciu? I truskawki?
Najciekawsze są te wspomnienia z bardzo wczesnego dzieciństwa. Czasami o czymś opowiadam w domu, a rodzice mówią, że ja tego nie mogę pamiętać. A ogród na zdjęciu to dzieło mojego taty. To tylko kawałeczek. Kiedyś ogrodem zajmowała się mama, a od kilku ładnych lat to tata sadzi kwiaty i się nimi zajmuje. I całkiem dobrze mu to idzie:)
UsuńI niech jak najdłużej się tymi kwiatami zajmuje - to pozwala na zachowanie pogody ducha:)
UsuńNo właśnie:) Ja też lubię kwiaty:)
UsuńWięcej nas takich - i dobrze;) Miło mi, że jesteś wśród moich obserwatorów:)
UsuńMi też jest miło:)
UsuńKalipso, piszesz przepięknie, wzruszająco...Kępka bratków jest śliczna. Twoje piękne opowieści budzą moje wspomnienia. Ja też lubiłam zaszywać się na strychu, szukałam swojego kącika w którym nikt na mnie nie krzyczał, nie wyśmiewał. Kiedyś urządziłam sobie namiastkę własnego pokoiku. W pobliżu okna (bo strych ma i ciemne zakątki których się bałam) wysprzątałam, umyłam okno, powiesiłam "firankę' , ze skrzyni zrobiłam stół przykryty "obrusem" a na nim "wazon" z polnymi kwiatami...Po blisko trzydziestu latach doczekałam się prawdziwego, mojego mieszkania i....oszalałam ze szczęścia! Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDziękuję, Wika:) To miałaś taką swoją małą tajemnicę, ten swój maleńki domek... To cudowne, że marzenie o domku się spełniło:) Chciałabym kiedyś przeczytać też Twoje wspomnienia:)
Usuńprzepiękny wpis.....
OdpowiedzUsuńDziękuję:)
UsuńO tak, wspomnienia i do mnie wracają coraz częściej. Jak człowiek się starzeje a nie zachwyca istniejącą rzeczywistością, to ta kraina lat dziecinnych zdaje mu się Edenem... Mnóstwo takich na pozór drobnych zdarzeń i sytuacji tkwi w naszej pamięci, a to oznacza, że na swój sposób one były jakoś ważne i istotne, z jakiegoś powodu się zapamiętały... Tworzą taki patchwork, jak się połączy te różne kawałki to wyjdzie całość, która składa się na nasze życie.
OdpowiedzUsuńBratki śliczne!
Czasem pamięta się jakieś chwile, wydawałoby się nieistotne, a zapomina się o rzeczach, które w danym momencie życia były ważne. To może jednak nie były takie ważne?
UsuńBratki tatowe:) Przekażę, że się podobają:)
Na szczęście pamięć jest wybiórcza - w większości pamiętamy, co dobre:) Ale z drugiej strony, gdyby zebrać tak nasze wspomnienia, to masę ciekawych obserwacji można by było poczynić - co też to ludzie pamiętają:)
OdpowiedzUsuńCzasem pamięta się dziwne rzeczy:)
UsuńOkropnie dziwne!!! Pamiętam na przykład jak okropnie trzeszczały schody w mojej pierwszej starej podstawówce (drewnianym budynku) albo jak idąc na pogrzeb babci miałam straszny problem, bo nie miałam czarnych spodni tylko granatowe...Tysiące drobnych szczegółów , składających się na mozaikę naszych wspomnień. Dzisiaj dostałam od mojego kolegi szkolnego kilka materiałów zmontowanych z naszych zdjęć z czasów szkolnych i z jubileuszu szkoły dwa lata temu "Tacy byliśmy" i :Tacy jesteśmy":)) Z ogromnym rozrzewnieniem je oglądałam, wspomnienia pchają się drzwiami i oknami, nie wiem, czy jakiegoś posta na ten temat nie popełnię...
UsuńOj, popełnij takiego posta, koniecznie:)
Usuń