Chyba
chciała mnie pocieszyć, dodać otuchy, wesprzeć, żebym się nie
bała radykalnych zmian w życiu. Ludzie mają różne pomysły na
pocieszanie. Ona powiedziała mi to, czego nie mówiła nikomu. A
przecież nie ufała mi, tak samo jak ja jej.
Zwierzyła
mi się, że żałuje, ża samochód nie taki, że mieszkanie nie te,
nawet kraj powinien być inny, wielka kariera zamiast tej
zaściankowej... karierki. To nawet nie jest takie ważne... Wokół
niej powinni być inni ludzie, przede wszystkim nie on, a ktoś inny.
A wszystko przez niewłaściwie podjęte decyzje, które są jak
pomylone kroki w tańcu. Zamiast pięknego efektu wyszło byle co. Bo
jak to inaczej nazwać?
Zawsze
była grzeczna, ładna, zdolna, nie trzymała łokci na stole i nie
obgryzała paznokci. Dobrze rokowała na przyszłość. Chodzący
ideał po prostu. Tak się wszystkim wydawało, ale ona wie, że
ideałem nie była i nie jest. Wszystko przez ten strach, że może
się nie uda, że lepiej wybrać to, co pewne, bezpieczne. Bała się
ryzykować.
Uśmiechała
się do wszystkich, bo uważała, że od tych uśmiechów zależy jej
los. Bywała tam, gdzie trzeba. Żyła spokojnie.
Przez
jej życie jak burza przeleciał on. Rozwichrzone włosy i
rozwichrzone w głowie... Rozciągnięty sweter, wytarte dżinsy,
uwalane tuszem ręce... Jej chłopak - marzenie. Tylko z nim
potrafiła tak głośno się śmiać, ale nawet on nie potrafił
nakłonić jej do podjęcia ryzyka. A proponował jej wyjazd w
nieznane i siebie. Gdy zrozumiała, że on poważnie myśli o tym
wyjeździe, przestała się śmiać i wycofała się. Po kilu latach
wyszła za mąż za kolegę z dzieciństwa. Miał gładko przyczesane
włosy, własne auto, mieszkanie i zawsze wyprasowaną koszulę.
Wstaje
codziennie rano, gimnastykuje się trochę, układa fryzurę i ubiera
się w jeden ze swoich służbowych uniformów. Potem na niebotycznie
wysokich szpilkach, pewnym krokiem (to kwestia wprawy), wyrusza, by
zmierzyć się z kolejnym dniem. A pracownicy jej czujnie rejestrują,
którą maskę na twarz dziś przywdziała, czy jest zimna jak skała,
profesjonalna do bólu, niegodziwa, bo bez humoru, czy też
bardziej... ludzka.
A
kiedy wieczorem wraca do domu, uwalnia zmęczone stopy od szpilek,
uniform ciska w kąt, nie czuje ulgi.
Gdy
w łóżku już leży, wcale nie zasypia. Mając za plecami plecy
swojego męża, snuje w myślach swą alternatywną historię.
A
on? Co myśli wtedy? Czy żyje tu i teraz? Zasypia zmęczony
spokojnym snem, na który ciężko zapracował, czy też zanurza się
w świat swojej własne retrospekcji?
Na
wakcje pojadą gdzieś z dziećmi, jak zwykle. Pójdą w niedzielę
do kościoła. Zjedzą obiad u rodziców. Ona z nienagannym makijażem
i on w dobrze skrojonym garniturze. Nawet wezmą się za ręce. A
ludzie podziwiać będą to ich iluzoryczne szczęście.
A
ja mam ten komfort, że nie mam pokus, żeby rozpamiętywać i
myśleć, co by było zamiast... I nie muszę stwarzać pozorów.
Współczuję jej bardzo.
A bo to jedna taka historia?
OdpowiedzUsuńRozpamiętuje, bo nie wie, jak byłoby z tym z rozwichrzonymin włosami i nigdy tego wiedzieć już nie będzie.
Przecież wcale nie musiałoby być lepiej gdyby jednak tamtego wybrała. Trzeba, albo coś zmienić, albo przestać rozpamiętywać.
Też nie mam pokus, wybrałam tego z rozwichrzonymi włosami, bez samochodu w podartych dżinsach, pewno mogłabym wybrać lepiej, może nie musiałabym zaczynać od jednej łyżki. Ale przynajmniej wiem, że to nasza łyżka i wszystko to, co teraz mamy, jest nasze, wspólne.
Miłego dnia Kalipso.
Dlatego właśnie współczuję. Niektórzy żyją przeszłością, marzeniami, zamiast cieszyć się terażniejszością, a życie, jak dobrze o tym wiemy, mija szybko, i później znowu się żałuje...
UsuńJa wybrałam tak samo jak ty. Wprawdzie włosy już nie tak rozwichrzone, mocno nie tak, ale wybór był dobry:)
Dziękuję i też życzę miłego dnia:)
A u mojego włosy tak samo rozwichrzone, choć już troszku siwe:))))
UsuńGarnitur to najgorszy wróg i tortura. Przynajmniej nie musze prasowac pierdyliona koszul i zaprasowywać kantów w spodniach:)))
U mojego to dużo już wyszło:)))
UsuńGarnitur musi nosić, taka profesja, ale szczerze nienawidzi. Dobrze, że chociaż ja nie muszę nosić garsonek;)))
A zaglądam tam do Ciebie, czy już po obronie... Kciuki aż bolą, ale to nic, liczy się cel:)))
Hmmm, nie wiem, czy ona przypadkiem nie z takiego gatunku, co to zawsze chce mieć to czego nie ma, albo z czego zrezygnowała... Może gdyby wybrała rozwichrzonego, marzyłaby o tym uczesanym i o stabilizacji życiowej? Tylko że przez takie myślenie ucieka życie...
OdpowiedzUsuńO właśnie:) Też mi się tak wydaje. A życia szkoda...
UsuńA mój z rozwichrzonymi włosami lubi garnitury i krawaty.
OdpowiedzUsuńRozwichrzony w garniturze - też pięknie:))
UsuńByć może Rozwichrzony, o którym marzy moja znajoma, też nosi teraz garnitur...
Dla jednych to strój sztywny i niewygodny, dla innych służbowy mundurek, dla jeszcze innych to po prostu ładne, eleganckie ubranie, a są tacy, dla których jest jak druga skóra... A wszyscy panowie powinni w szafie go mieć:)
Możliwe że jest teraz także całkiem Ulizany.
UsuńMogłaby się zdziwić.
Może być ulizany, nudny, skąpy, itd. :)
UsuńFajnie, że tu zajrzałaś:)
:)
UsuńJak zdrówko?
Dziękuję:))) Chyba lepiej. Skonsultowałam się z lekarzem, Uważa, że to nie angina. Bardzo się ucieszyłam.
UsuńSą i takie kobity, które nie wiedzą, że może być inaczej. Tych żal mi najbardziej.
OdpowiedzUsuńJa widzę wokół wiele nieszczęśliwych kobiet, które nie potrafią wyjść z tego swojego impasu. A tak wiele zależy od nich samych...
OdpowiedzUsuńNo cóż, człowiek ma wolny wybór, niestety ... ponosi konsekwencje swoich wyborów. Najlepiej, jeśli się ich nie żałuje za bardzo:)
OdpowiedzUsuńLepiej nie żałować, to prawda, a jak się żałuję, to trzeba nad tym pracować i coś zmienić:)
UsuńDobrego tygodnia życzę:)
UsuńDziękuję, ja również:)))
UsuńNo i wazne, zeby czasem jednak zaryzykowac. Nie bac sie klapsa od zycia.
OdpowiedzUsuńOboje z Wu czesto o tym rozmawiamy.
Bardzo fajna opowiesc.
Czasem trzeba, masz rację. Gorzej jest żałować.
UsuńDziękuję:)