Wrzesień,
miesiąc złota, czerwieni, śliwek, wrzosów... A w tym roku pogoda
we wrześniu cudna... Słońce świeci, w parku czas zwalnia,
kolorowe liście leniwie spadają, wirując delikatnie, szary kot
wyleguje się pod drzewem, tylko mruży te swoje zielone ślipia. On
zawsze leży pod tym drzewem, spokojny jak sfinks, tylko patrzy...
Może to dobry duch tego parku? I te wszędobylskie psy go nie
przerażają? A niedaleko biega wiewiórka. Śmiga sobie koło
zjeżdżalni dla dzieci, tylko ruda kita miga... Dwóch staruszków
siedzi na ławce. Jeden rysuje coś laską na piasku. Zaśmiewają
się do łez.
Park
się kończy i znowu kostka brukowa zaczyna palić mi się pod
nogami. Ścieżka rowerowa o tej porze pusta. Przed komendą policji
jakaś uroczystość, tłumy w galowych niebieskich mundurach. Padają
komendy...
Tup,
tup... A ja lecę. Chciałabym podejrzeć trochę tych policjantów,
ale czasu nie ma i tak jakoś głupio zaglądać przez płot bez
dzieci, którym można opowiadać, że tam panie i panowie
policjanci, którzy bronią porządku, a przy okazji samej zaspokoić
ciekawość, bo to tak ładnie, jak oni w tych mundurach, równiutko
chodzą, całymi rzędami naprzód występują...
Złociste
powietrze mnie oblewa, złociste jak jesień... Złote pyłki
osiadają na rzęsach, mrużę oczy, które łzawią. Nie lubię
okularów przciwsłonecznych, to mam za swoje. I pędzę tak dalej,
prawie nie dostrzegając nowej galerii handlowej, która rozlała się
się tuż przy kościele. Biegnę, a obok płynie rzeka, szara i
metaliczna. W tym mieście chyba na każdego mieszkańca przypada
jeden samochód, a może i dwa.
Docieram
do szkoły. Jest świetlica! Tak, wypełniłam wniosek i mam
zaświadczenie o zatrudnieniu. Aha! Tak?! Staram się być
przekonująca, świetlica jest nam potrzebna, urlop wychowawczy nie
oznacza, że nie pracuję, to urlop na wychowanie młodszych...
Dzieci zaczynają i kończą zajęcia o różnych porach... Pani ma w
grupie trzydziestkę... Rozumiem... Szukam pracy, bo do starej nie
wrócę... Pani też szuka pracy... Jest nić porozumienia...
Decyduje dyrektor. Pani uważa, że dobrze zdecyduje. Dzięki!
Lecimy
już we dwie. Przedszkole. Wciskamy guziczek. Wpuszczają nas do
środka. Przedszkolaki piszczą, niektóre płaczą, bo miały
nadzieję, że to po nie ktoś przyszedł. Jeden jest wyjątkowo
głośny, wydziera sie do ucha pani, ogłusza ją całkowicie. Jak
ona słuch odzyska? Teraz ma minę Jokera (pani nie dziecko), bo
wchodzą rodzice, a ona stara się być miła, mimo że ogłuszył ją
ten mały.
Młodsze
zakładają buty, ogladamy wystawy z pracami. Piękne!!! A te
nasze... Ach, ach!!! Moje malutkie, tak pięknie rysują, malują
paluszkami, prawie nie wychodzą za linię, średnia wcale nie
wychodzi. Wy moje zdolne, mądre, kruszyny... W głowie wizja - ASP!
Mkniemy
we trzy... Siku!!! Wytrzymamy do domu! Musimy przystanąć, piją
soczek. I dalej... Mijamy galerię, kościół... I jest park. Czas
znowu na chwilę zwalnia. Zbieramy szyszki, szukamy wiewiórki... Kot
na swoim miejscu. Zjeżdżamy ze zjeżdzalni. Później jeszcze
raz... Wychodzimy z parku.
Idziemy
przez osiedle. Czuję, jak zza zamaskowanych firankami okien patrzą
na nas anonimowi... Tutaj ja też jestem anonimowa. Chociaż mam
pewne wątpliwości. Niedawno ktoś zawiesił nam na klamce dziecięcą
koszulkę, którą wiatr wybrał spośród suszącego się prania i
porwał z balkonu. Ze dwa dni jej nie było.
Dochodzimy do swojego bloku i
wbiegamy po schodach. Szybko otwieram drzwi. Tu już czas nie pędzi
i ja nie pędzę, bo buty ciskam w kąt, a na bosaka nie biegam.
Kocham Twoje pisanie, Kalipso.
OdpowiedzUsuńHana, to bardzo miłe:) I wiesz, jak podnieść mnie na duchu:)
UsuńI muszę dodać, że vice versa, bo jak widzę u Was nowy post, to gęba sama mi się śmieje::)))
Cóż dodać? Spokojnego oddechu życzę:)
OdpowiedzUsuńArteńka, do Ciebie te same słowa, co do Hany:) Dziękuję:)))
UsuńCała noc myślałam o Twoim pisaniu, określiłabym to tak - jak piszesz, że biegniesz, to ja jestem zdyszana:)
UsuńCałą:)
UsuńArteńka, dzięki:) Tak pięknie napisałaś:) To naprawdę o moim pisaniu?:
UsuńTak:)
UsuńNo i co? Zmotywowana przez Hanę do pisania?:)))) A przede wszystkim dowartościowana?:))))
Oj, bardzo, bardzo:)))
UsuńDobrej jesieni:)
UsuńArteńka, dziękuję:))) Dla Ciebie też:) Złotej, kolorowej, magicznej...
UsuńBardzo dziękuję za życzenia. Kupię sobie lepsze buty i nie będzie kataru (dziś powędrowałam w tenisówkach i ziiimno było:)
UsuńJuz robi sie cieplej. Zlota jesien wraca:))
UsuńI dobrze:) Niech wraca:)
UsuńMiło mi, że podobają się Tobie moje zdjęcia z gór - ma ich setki:) O każdej porze roku. Szkoda, że nie posiadałam aparatu cyfrowego wtedy, gdy żeglowałam, ale... cóż - nie wszystko można mieć:)
Oj, wielka szkoda!
UsuńAle mam nadzieję, że pokażesz więcej zdjęć z gór, właśnie o każdej porze roku:)
Postaram się:)
UsuńOby tego czasu "na bosaka" było tyle, ile Ci potrzeba na odpoczynek.
OdpowiedzUsuńJa nie mam dzieci małych przy sobie, ani pracy, a nawet na bosaka biegam tak szybko, jak szpulka w kołowrotku. Niektórzy chyba tak już mają. Pozdrowienia.
Dziękuję, Owieczko:) W domu i "na bosaka" najlepiej. Nawet jak się biega, to na krótsze dystanse. Jak to napisałam, to pomyślałam, że może coś ze mną nie tak, może ja się boję ludzi i dlatego nie lubię "biegać" po mieście i załatwiać różnych spraw.
UsuńTeż pozdrawiam:)
No.... wreszcie coś napisałaś !!! Przeczytam później na spokojnie, teraz lecę robić szarlotkę bo może jaki gość (?) się trafi. Pozdrawiam i miłego dnia.
OdpowiedzUsuńWika, fajnie, że się odezwałaś:) Narobiłaś mi ochoty na szarlotkę:)
UsuńDzięki:) Również pozdrawiam i miłego Gościa życzę:)
Bóg obdarzył Cię niezwykłym talentem, piszesz pięknie....
UsuńDzięki Tobie byłam w przedszkolu, w parku i widziałam kota, wiewiórkę... I poszurałam sobie w spadających liściach, pobudziłaś moja wyobraźnię - dziękuję.
O, dziękuję:)))
UsuńTo musisz iść do parku nie tylko w wyobraźni:)
Ja lubię żyć na bosaka ,w sensie metaforycznym i teraz na tej swojej ręcinie często mogę sobie na to pozwolić . Tempo życia młodego pokolenia ,przeraża mnie .
OdpowiedzUsuńBardzo obrazowo napisany tekst :)))
Dziękuję, Mario:))) Tempo życia też mnie przeraża. W tej chwili mogę czasami chociaż zwolnić, ale kiedy dojdzie jeszcze praca... Wiem, że jakoś to będzie, ale pod tym "jakoś" wiele się kryje.
UsuńPiekny post Kalipso.
OdpowiedzUsuńJak to wspaniale jest miec swiadomosc tego, ze jest miejsce, w ktorym czujemy sie bezpiecznie i do ktorego z przyjemnoscia wracamy z tego pedu, ktore funduje nam zycie.
Cieple pozdrowienia dla Ciebie :)
Dziękuję, Orszulko:)))
UsuńBez takiego miejsca byłoby ciężko...
Pozdrawiam równie ciepło:))
kalipso, biegłam z Tobą, aż zadyszki dostałam :)
OdpowiedzUsuńja boso zawsze chodzę, zimą w skarpetkach, jakoś kapci nie lubię
i masz rację, to bieganie kończy się wraz z zamknięciem moich drzwi frontowych, po azylu biegać nie przystoi ;)
:*
To odpocznij teraz, oddychaj spokojnie:)))
UsuńPo azylu nie przystoi tak szybko, oj nie:) Nie byłby to azyl:*
Jaka sprytna koszulka, ze Was odnalazla;)
OdpowiedzUsuńBardzo lubie Twoje pisanie.
Zagladasz moze do Deszczowego Domu Jareckiej? Warto:)
Dzięki, Kasiu:))) Zaglądam, a jakże:) Nawet zdarzyło mi się komentarz zostawić:)))
UsuńI ja, to bieganie na bosaka najbardziej lubie Kalipso, ale to Twoje, w butach tez jest piekne, zauwazasz wiele rzeczy, dla niektorych ludzi sa to rzeczy malo wazne, a jednak w codziennym zyciu dla wielu z nas bardzo wazne.
OdpowiedzUsuńNa pewno wroce do Twoich wczesniejszych postow, bo piszesz sercem, a to wielka sztuka.
Pozdrawiam:)
Dziękuję:)))
UsuńBardzo mi miło, że trafiłaś tu do mnie:)
Pozdrawiam serdecznie:))
Tez tak sobie lubie wszystko zauwazac po drodze...a Ty to pieknie ujelas slowami. Czy piszesz, kiedy nie spisz w nocy? a my podejrzewamy,ze pieczesz buleczki,,,ta koszulka to bardzo dobry znak. sciskam Cie serdecznie
OdpowiedzUsuńDziękuję:))) Ja to lubię czasami pogapić się na coś trochę dłużej:) Tylko w nocy mam czas, żeby popisać, chociaż i w dzień się zdarza. A z tą koszulką... Też tak myślę:)
UsuńUściski ode mnie:)))