środa, 17 grudnia 2014

Plaga, plaga, plaga...

Post ten dedykuję mojej ulubionej autorce kryminałów - Mice z Pastelowego Kurnika:)))



Ciemności gęstniały, a wiatr dmuchał w okno. Firanka łopotała niczym serce Klepackiej, ofiary mordu,  chwilę przed jej śmiercią. Cienie w pokoju, splątane i potargane, tańczyły w blasku świec, wyciągały paluchy w stronę detektywa Kłopotka. Świece syczały, a detektyw wycierał chustką spocone czoło. Rano gazety okrzyknęły go bohaterem, w południe udzielał wywiadu w telewizji, a teraz...
Sprawa była trudna. Wszystko zaczęło się od szczurów. Rozpleniły się strasznie. Nawet w ciągu dnia wychodziły z kanałów i przebiegały ludziom drogę. Wskakiwały do toreb podróżnych na dworcu, paradowały pod tablicą w szkole, zaglądały do przymierzalni eleganckich butików... Plaga - to słowo jak szczury zalało miasto, to słowo niosło grozę i chęć ucieczki. Plaga, plaga, plaga...

Miasto walczyło z problemem wszystkimi dostępnymi środkami. W kanałach rozsypywano trucizny, wysyłano tam supermenów z miotaczami ognia... I nic! Sprawa się skomplikowała, gdy szczury zaczęły atakować swoich pogromców. Ludzie zaczęli się bać jeszcze bardziej.
Pierwsze dwa trupy, a raczej ich pozostałości, odkryto dwa miesiące temu. Byli to bezdomni. Od razu stwierdzono zabójstwo. Póżniej znaleziono jeszcze Klepacką, Pirona i Zielonego. To była jedna paczka. Odkryto też, że ktoś wrzucał do kanału jedzenie, ktoś dokarmiał szczury. Podejrzenie padło na Freda Skrytobójcę. Widziano podobno, jak zbierał jabłka w opuszczonych ogródkach działkowych, całe worki. Jak go pytali, po co mu te jabłka, śmiał się głupkowato i mówił, że dla krówek.
Wtedy do akcji wkroczył detektyw Kłopotek. Szybko ustalił, że Skrytobójca był miejscowym idiotą i ofiarą czyjejś przebiegłej, okrutnej gry. Z wiecznie wytrzeszczonymi oczami, ze śliną spływającą z ust nie wyglądał na groźnego psychopatę. Krów, koni, kóz pełno było wokół miasta. Mógł je dokarmiać jabłkami. Czemu nie?

Detektyw pomyślał, pochodził, popytał, powęszył, poprzyglądał się szczurom, aż w końcu wszystko, co zaczynało się na "po", zaczęło go męczyć. Nabrał tylko pewności, że sprawę trzeba jak najszybciej zakończyć. Miał już nowego podejrzanego, wystarczyło zebrać dowody.
Franciszek Piętek - przedsiębiorca. Mieszkał sam, nie miał rodziny. Darł koty z bezdomnymi, dosłownie i w przenośni. Każde bezpańskie stworzenie w mieście szukało na noc schronienia i każde pierwsze swe kroki, gdy zapadał zmrok, kierowało w stronę opuszczonej posesji, która była własnością Piętka. Dostał ją kiedyś w spadku, po dalekiej rodzinie, starą chałupę, szopy, na dość dużej, ładnej działce. Ogradzał to wszystko, czym się dało, a i tak psy, koty, szczury i ludzie umieli zakraść się do środka, urządzić tam sobie legowisko, przeczekać. Piętek od lat walczył z dzikimi lokatorami posesji.
Tam też zakradł się detektyw Kłopotek. Dokonał oględzin, poszperał i wpadł na ślad - do połowy opróżniony worek z żywnością, w którym biesiadowały trzy tłuste szczury. Kto i w jakim celu dokarmiał gryzonie? Detektyw, jak zwykle, myślał szybko. Znany był z tego. Szybki, skuteczny - miejscowy Chuck Norris. Piętek potrzebował szczurów, żeby zjadły zwłoki. Wrzucał je do kanałów, gdzie szybko znikały. Zostawały wprawdzie kości, ale te nie śmierdziały przy rozkładzie. Kłopotek niemal zwymiotował, oddając się tym nieprzyjemnym myślom. Piętek musiał być chory, to pewne.
Dalej wypadki potoczyły się lawinowo. Detektyw doprowadził do aresztowania podejrzanego, który nie przyznawał się do winy. Znaleziono jednak dowody - zapasy jedzenia, którymi zamierzał paść szczury. Wśród tych zapasów były dwa worki ziaren pszenicy! Dowodem też był brak jakiejkolwiek trucizny, pułapek na gryzonie. Wszyscy to mieli, a Piętek nie.
- To dowodzi, ten brak znaczy się - tłumaczył Kłopotek w telewizji - że podejrzany miał szczególny stosunek do zagrażającym nam wszystkim stworzeń. Karmił je, rozmnażał, traktował je jak swoje... - tu detektyw usilnie szukał właściwego słowa - bydlątka.
Na nic się zdały tłumaczenia Piętka - wyrok niemal zapadł. Już w dniu aresztowania Hodowcy Szczurów, jak nazwano szanowanego do tej pory przedsiębiorcę, przez ulice miasta przetoczyły się demonstracje, marsze pokoju. Detektyw został bohaterem.
I siedział tak teraz w ciemnościach, we własnym domu. Analizował wszystko. Coś nie dawało mu spokoju, ale co? Wszystko przecież było jasne. No tak... Już wiedział. Uśmiech Skrytobójcy! To on go niepokoił. Perfidny, złośliwy, ale nie można powiedzieć, że głupi uśmiech, który pojawił się na zaślinionej gębie tego łotra, kiedy wydawało mu się, że nikt nie patrzy. Detektyw jednak patrzył.
Jak już wspomniano, Kłopotek działał szybko. Wzuł buty, zarzucił swoją ulubioną, skórzaną kurtkę i wyszedł z domu. Tylko dokąd iść? Na posesję Piętka.
Zakradł się na działkę od tyłu. Przeskoczył wysoki płot. Poślizgnął się na wilgotnej trawie, ale szybko wstał. Rozejrzał się czujnie. Przez stopę przebiegł mu szczur. Nie wytrąciło to jednak detektywa z równowagi. Zauważył, że stara szopa, znajdująca się w centralnej części działki, jest oświetlona. Niemal w tej samej chwili stanął przy niej i zajrzał do jej wnętrza przez szparę. W środku znajdowały się stare pudła z zepsutym jedzeniem, a w nich kłębiły się... karaluchy. Plaga, plaga, plaga... Nad jednym z pudeł siedziała mocno pochylona postać. Śpiewała kołysankę i całowała olbrzymiego karaczana. Było to Fred Skrytobójca! Mężczyzna nagle przestał śpiewać, wstał i energicznie podszedł do szpary w ścianie. Spojrzał w zadziwione oko detektywa i zaśmiał się upiornie. W zębach miał czarne, owadzie pancerzyki.
Kiedy detektyw biegł, nie folgował już wymiotom. Potykał się o chaszcze, przewracał o krawężniki i chlustał na wszystko dookoła. Miał podarte ubranie i poranioną skórę. Jego zawsze starannie ułożone, natarte brylantyną włosy sterczały teraz smętnie na wszystkie strony. Gdyby ktokolwiek zobaczył go w takim stanie, na pewno nie poznałby w nim bohatera Kłopotka. Umęczony, upodlony i obdarty detektyw wpadł do domu, zaryglował drzwi i rzucił się na łóżko.
Nazajutrz po mieście rozeszły się straszne wieści. Na posesji Piętka, wśród zepsutego jedzenia znaleziono martwego Skrytobójcę. Wokół niego chodziły karaluchy. Nie stwierdzono jednak inwazji, bo znaczna ich część wyruszyła już w miasto i zaczynała szturmować drzwi i okna domostw. Skrytobójca został zabity butem. Ktoś tłukł go nim jak karalucha. Szybko ruszyło śledztwo. A zanim ruszyło, reporterka lokalnej telewizji Pipczycka zdawała relację z miejsca tego strasznego zdarzenia. Kamera telewizyjna pokazała aspiranta Mleczkę, trzymającego dowód i narzędzie zbrodni - skórzany,  męski but. Aspirant patrzył na niego z uznaniem, a uznanie w oczach tego słynącego z elegancji młodzieńca mogło świadczyć jedynie o tym, że to nie był byle jaki but, tylko taki z wyższej półki. Wszyscy w mieście wiedzieli, że aspirant interesował się modą. Mało kto się domyślał, że jego największymi idolami byli Kłopotek i niejaka Mercedes, podobno słynna szafiarka.
Tymczasem detektyw ciągle spał. Śniły mu się karaluchy, których strasznie się brzydził. Uciekał przed nimi i wskakiwał z płaczem na krzesło, jak dziecko. Spał i nie wiedział o najnowszych wydarzeniach, że do pracy zaangażowano psy tropiące. Nie wiedział też, że w przedpokoju stał tylko jeden ubłocony but, w którym w nocy wrócił do domu. Nie wiedział, że nad jego głową gromadzą się czarne chmury... Oddech biedaka powoli się uspokajał, bo sen przeniósł go w czasy, gdy był jeszcze małym Kłopotuniem i jego dobra, kochana mamusia śpiewała mu słodko: "Lulila... Lulila..."



27 komentarzy:

  1. Kalipso- to jest genialne !
    Ubawiłam się setnie
    Cała intryga i te nazwiska oraz pojawienie się znanej szafiarki hahahha
    cudo !
    Podoba mi się też ta lekka ironia i Twoje poczucie humoru:}
    Pisz Kalipso, pisz plisss
    :***
    Zdrówka życzę, mam nadzieję, że już Wam lepiej ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, Viki:***** A ja jak się ubawiłam, jak pisałam:) Cieszę się, że Ci się podoba:)))
      Ze zdrówkiem jeszcze tak sobie, jedna zdrowieje, druga zaczyna chorować, ale wszystko idzie ku dobremu♥♥♥♥♥♥

      Usuń
  2. O jeżu, Kalipso, o mało nie umarnęłam! Aspirant z butem z najwyższej półki! Owadzie pancerzyki między zębami - szalenie plastyczny opis, prawie mnie zemgliło.
    Cóż - zadam pytanie, które ciśnie mnie się na ust pąkowie. Będzie ciąg dalszy? Hrehrehre?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. mnie po tym zemgliło Kiedy detektyw biegł, nie folgował już wymiotom. Potykał się o chaszcze, przewracał o krawężniki i chlustał na wszystko dookoła.
      hahahha

      Usuń
    2. :)))))))) Chciałam jescze bardzie uplastycznić, ale sama sobie powiedziałam stop, bo bym chlustała jak detektyw:))) Hana, nie wiem, co z dalszym ciągiem, bo ten Kłopotek to taki irytujący typ..:)))

      Usuń
    3. Weź go wydaj na pastwę trzeciej plagi - np. ropuch, albo pszczół.

      Usuń
    4. On tak mi Rutkowskiego przypomina... Może i napuszczę na niego te pszczoły albo dzikie konie:)))

      Usuń
    5. Co do uplastycznienia postaci - faktycznie mogło się to źle skończyć:)))

      Usuń
    6. Właśnie, lepiej nie przesadzać:)))

      Usuń
  3. widzę, że Patologia przybrała inny, nieco ekscentryczny wymiar.. te pancerzyki między zębami ;PPP

    OdpowiedzUsuń
  4. Gesiej skorki dostalam ;) Kryminal, ktory powinien znalezc sie u Panterki, a ni ma go tam :(
    Serdecznosci uzdolniona Kobietko :***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Orszulko, taki był plan, on miał być u Panterki, ale za późno się za niego zabrałam, a przez te choróbska późno skończyłam:(
      Dziękuję i serdeczności wielkie dla Ciebie:*****

      Usuń
  5. Ale fajny i mimo tylu obrzydliwości, karaluchy, szczury, rzygi... to jednak lekki:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, Mnemo:))) Miał być taki lekki przyprawiony okropieństwem:)))

      Usuń
  6. No widzisz, szansa na nagrode Cie ominela. :( Koniecznie musisz bardziej terminow pilnowac. Zapraszam na styczen, ale to juz nie beda kryminalki, ani nawet horrory. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No widzę... Będę się pilnować! Ciekawa jestem tego konkursu:)))

      Usuń
  7. Ja ciebie Kalipso miałam za eteryczną delikatną istotę ,a ty posiadasz takie mroczne wnęytrze ,no,no,no;))))
    Kryminał pełną gębą i jak wspaniale się czyta :))))
    Dołączam do chóru :pisz ,pisz ,pisz jak najwięcej :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mario, dziękuję:))))
      Wnętrze tylko trochę mam mroczne:))))

      Usuń
  8. Czytam tytuł, myślę ohoho, ale będzie ! A tu w drugim zdaniu łopoczące serce jak firanka wprawiło mnie w taki rechot, że czymało mnie do końca :)))) Jakoś nie jestem zdziwiona, że mi się podoba :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ewa, dziękuję:))) Ja też się rechotałąm po tym zdaniu:)))))

      Usuń
  9. Mika powinna być dumna z takiej dedykacji:)

    OdpowiedzUsuń
  10. :)) Dopiero dziś przeczytałam. Jak fajnie i z polotem napisałaś.! Gratuluję!

    OdpowiedzUsuń
  11. No dopiero właśnie przeczytałam i bardzo dziękuję za dedykację, czuję się zaszczycona:))) Dreszcz mnie przeszedł po plecach przy tych szczurach i karaluchach... Że o pancerzykach nie wspomnę... Fajnie się czyta:))) Zazdroszczę umiejętności zwięzłej formy, ja mam z tym duże kłopoty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mika, cieszę się, że Ci się podoba:))) A mnie się wydaje, że u mnie ta forma aż za zwięzła:)))

      Usuń