czwartek, 22 maja 2014

Dom zły

         Wśród lasów zielonych, nad maleńka rzeką leży wioseczka. A w niej i domy bogate, i średniozamożne, i biedne całkiem, i domy złe, jak z filmu Smarzowskiego. Szczególnie jeden, niepozorny, drewniany, zamieszkany przez duchy przeszłości i duchy teraźniejszości. Ludzie, którzy w nim jeszcze żyją, są jak widma, noszą na sobie piętno przewinień, budzą niechęć, czasem śmiech, a czasem strach. W domu tym wydarzyła się przed laty tragedia, ogromna tragedia, która nie powinna być dla nikogo zaskoczeniem, można ją było przewidzieć, być może zapobiec, a jednak stała się... 
     Nie o drastycznych wydarzeniach chcę pisać, lecz o mieszkance tego domu. Pamiętam ją jako małą dziewczynkę - szczupłą, piegowatą. Miała rzadkie włosy i odmrożone ręce. Była miła, lubiana w szkole. W domu miała swój pokój, który ozdabiała kolorowymi puszkami po piwie, pustymi buteleczkami po perfumach, pocztówkami. Matka dbała o to, aby była ładnie ubrana. Ojciec zaś należał do tych mało starających się, bardzo mało. W tej rodzinie nie zawsze był ciepły obiad na stole, codziennie jednak dziecku serwowany był lęk, czasem wyzwiska i poniżanie.
     Kiedy podrosła, nauczyła się żyć z dnia na dzień, powielając wzorce wyniesione z domu. Priorytetami na długo stały się dyskoteki i kolejni narzeczeni, którzy nie bardzo chcieli wiązać się na dłużej, a u których szukała akceptacji. Przywiązywała się do ludzi jak bezdomny pies i nie mogła albo nie chciała zrozumieć, że oni tego przywiązania nie chcą. Wtedy narzucała się i była otwarcie, boleśnie odrzucana. Udało jej się wyjechać za granicę. Wtedy właśnie w jej domu rodzinnym wydarzyła się wspominana tragedia. Poskładała swoje życie do kupy. Dostała pracę, poznała swego męża. Wróciła do kraju by żyć jako prawowita żona, zapobiegliwa i troskliwa matka. Stara się nie wracać do przeszłości, choć przeszłość nie lubi być zapominana i daje o sobie znać.
      A jej dom rodzinny... Może ten dom ma to do siebie, że wszystko wypacza? Może w jego ścianach są jakieś diabelskie zarodniki, które rozrastają się jak pleśń i trują? Tam znowu zatętniło życie i znowu urodziła się dziewczynka. A za tymi urodzinami stały nieodpowiedzialność, bezmyślność, alkohol i bieda. Dziewczynka była piękna i miała rozumne oczy, mało mówiła, bo mało kto z nią w domu rozmawiał. Często była pozostawiana sama sobie. Lubiła bawić się z innymi dziećmi, ale czuła się gorsza, bo te dzieci miały normalny dom, dawały jej też odczuć swoją przewagę. Jej historia też kończy się happy endem. Trafiła do drugiej rodziny. Została w niej otoczona opieką i miłością. Lubi chodzić do szkoły i dobrze się uczy. Oby przeszłość się o nią nie upomniała...
   Widziałam dziś matkę, zapuchniętą nieco, która oschle mówiła coś do dziecka. Przypomniały mi się wtedy te dwie spokrewnione ze sobą dziewczyny. W ich domu ciągle jest gwarno, ten dom nie powiedział jeszcze ostatniego słowa, a historia lubi się powtarzać. Biedne dzieci... Nie wszystkim się udaje posklejać swój świat.

20 komentarzy:

  1. I moze dlatego zwyklam mowic, ze wstawil sie za mna jakis Aniol Stroz, i powiedzial dosc. Kobietom z tej rodziny, troche szczescia sie nalezy i..padlo na mnie.
    Twoje opowiesci na dlugo zostaja we mnie. Dziekuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I ja Ci dziękuję. Twoje komentarze są ogromnie budujące. Pozdrawiam:)))

      Usuń
  2. Mam wokół pełno takich dzieci. Zupełnie normalnych, ale zaniedbanych środowiskowo. Nie mają najmniejszych szans na wydostanie się z zaklętego kręgu, bo środowiskowe zaniedbania czynią spustoszenia nie mniejsze, niż fizjologiczne defekty psychiczne. Jeśli mózg w odpowiednim czasie nie dostanie odpowiednich bodźców, umarł w butach. Okropnie żal mi tych dzieciaków, bo mogłyby funkcjonować inaczej. Ale jak, jeśli własna matka zabiera 4-letniemu dziecku kredki, bo dziecko maże po ścianach, a latem dzieciak cały dzień przesypuje piasek na brudnym podwórzu, między samochodami? Bo każdy w rodzinie ma auto, a jakże! I słyszę potem np. "taki uryczany tyn dzieciok, że ci mówie. Mówi się 10 razy idź sie pobow, to nie umi!" . Naprawdę, czasem mam wrażenie, że wieś zatrzymała się gdzieś w średniowieczu. A to nie jest biedna wieś, gdzieś w puszczy na krańcu świata. To zasobna Wielkopolska!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydaje się, że świat cywilizowany, nieograniczony wręcz dostęp do informacji, wysoka świadomość społeczna... A ludzie ciągle tacy sami ...

      Usuń
    2. Wiesz, dostęp tak, i informacja, tylko są one wykorzystywane w niewłaściwy sposób, albo niewykorzystywane w ogóle - z nieświadomości. Dzieci ściągają sobie jakieś głupawe gry, a dorośli pornusy, albo disco polo. I to nie jest sprawa dostępu do internetu, bo tutaj jest on w każdym domu. Wiem to, bo żyję wśród nich. Mentalnościowa bariera jest nie do pokonania. Rozmawiamy w dwóch różnych językach. Kompletnie się mijamy. Jeśli powiem dziecku sąsiada, żeby nie drażniło mojego psa przez płot, to na nim nie zrobi żadnego wrażenia. Muszę powiedzieć, żeby nie drażniło mojego psa przez płot, bo następnym razem nogi z d... powyrywam i matka nie pozna, gdzie paszcza, a gdzie d... Wtedy dociera.
      Wysoka świadomość społeczna to - nie wiem - 1 % ludzi, 2%?

      Usuń
    3. Przykre to. Ja mieszkałam i pracowałam na wsi, ze wsi pochodzę. Wydaje mi się jednak, że w mojej wsi nie jest tak źle. A to Podlasie, Polska B przecież. Jest oczywiście patologia, i te domy złe, i brak wychowania często. Moje dzieciaki, te które miałam pod opieką, wydawały się wrażliwe na los zwierząt. Widziałam ich podejście do bezdomnych psów, odnosiły się do nich przyjaźnie, dokarmiały kanapkami... Wydaje się, że coraz mniej psów na łańcuchach. A pamiętam naprawdę mroczne czasy, kiedy słyszałam, że ktoś szczenięta żywe zakopał albo utopił i tym podobne historie. Mam nadzieję, że coś naprawdę się zmienia, że to nie jest tak, że ja po prostu u siebie czegoś nie widzę, bo to co piszesz, jest straszne.

      Usuń
    4. Nie mam, niestety, dobrych wiadomości w tym zakresie, chociaż oczywiście, jakieś niewielkie zmiany gdzieś tam zachodzą. To oczywiste, jak i to, że niecała wieś jest zła i niecała jest patologią. Jednak proceder mordowania szczeniąt, kociąt i zapewne innej zwierzyny trwa w najlepsze. Jeśli coś gdzieś się zmienia, to bardzo powoli. Ja tego nie widzę. Na razie w widoczny sposób zmienia się poziom życia na wsi. Ale to też pozłotka. Każdy ma samochód, plazmę i komputer, ale to niczego przecież nie zmienia. Wieś koniecznie chce się upodobnić do miasta, bo w ogólnym "postrzeganiu" miasto jest lepsze, niż wieś. W efekcie wychodzi jakaś zdeformowana rzeczywistość - ni to wiejska, ni to miejska, żadna. Pies, albo dwa-trzy na łańcuchu w każdym obejściu, dziesiątki kociąt pętających się po wsi to normalny obrazek. Mnożą się w przystępie geometrycznym, nikt nad tym nawet nie próbuje zapanować. Po prostu się rodzą, a potem nikt na nie nie zwraca uwagi, rozłażą się jak muchy, nie pojone i nie karmione - w myśl zasady, która doprowadza mnie do szału - że kot sobie poradzi! Nikt, ale to nikt nie wyda 200 zł na sterylizację, czy kastrację, a już na pewno nie na humanitarne uśpienie szczeniąt/kociąt! Dopóki nie będzie sensownej ustawy i systemu egzekwowania jej, nic się nie zmieni. Tak z grubsza wygląda moja wieś w sercu Wielkopolski. Obawiam się, że gdyby się zagłębić, wyglądałoby to jeszcze gorzej. Przepraszam, rozgadałam się, ale jeśli o zwierzęta idzie to ja tak mam...

      Usuń
    5. No smutne to strasznie. Na pewno dużo musi się zmienić i w zakresie prawa, i w zakresie edukacji. I nie dziwię Ci się wcale, że ten temat leży Ci na sercu. Najgorsza jest bezradność... Bo co można zrobić? Dać dobry przykład. Ja jako nauczyciel mogę rozmawiać, uczyć, ale pierwszymi, najważniejszymi nauczycielami dziecka są rodzice.

      Usuń
    6. I tu przeważnie jest czarna d... Ciągnie się to pokoleniami i od wieków. Ech, nie będę już przynudzać, bo mogłabym godzinami. Tylko jeden przykład. 8-letnia dziewczynka, teraz pójdzie do II klasy rozpoznaje sylaby, ale nie potrafi złożyć ich w wyraz. Nie jest tępa, ani opóźniona. A jej matka tłumaczy to tym, że "ino przed telewizorym by siedziała, ale żeby do nauki się wziuła, to nie...Nie idzie przetumaczyć. My to inni byli, a tero te dziecioki to takie jakieś, jo nie wim..." Nawet nie ma co komentować:(

      Usuń
    7. No właśnie... Takie przypadki nie są mi obce.

      Usuń
    8. Dlatego jestem za tym, aby sześciolatki szły jednak do szkoły, aby ten obowiązek szkolny zaczynał się wcześniej. Dla niektórych dzieci to może być nawet awans społeczny. Nie wszędzie są jeszcze przedszkola, choć coś się już zaczęło dziać w tym temacie, ale jednak... A pani nauczycielka dla takich małych dzieci to ogromny autorytet. One często edukują rodziców, bo pani powiedziała... Niewielki, ale zawsze jakiś przyczynek do zmian, także w zakresie podejścia do zwierząt.

      Usuń
  3. Piękna ta twoja wrażliwość i to co widzisz w ludziach. Przy takich opowieściach doceniam swoje szczęśliwe dzieciństwo ... Bardzo dziękuję...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja dziękuję. Takie słowa wiele dla mnie znaczą:)

      Usuń
    2. Na Podlasiu jak widać, mnóstwo wspaniałych osób, i Ty, i Kalina, i Ewa... I tu tkwi potęga internetu, że możemy jakoś na siebie trafić i dzielić się swoimi myślami, to dla mnie bardzo cenne.

      Usuń
    3. Ja nie czuję się wspaniała wcale, zawstydzasz mnie, ale rzeczywiście, to cudowne, że mogłyśmy się spotkać w tym wirtualnym świecie:))))

      Usuń
    4. Heh, Kalipso, jak to swój swego pozna:))) Ja też nauczyciel, tylko na rencie:))) Ja od angielskiego a ty?

      Usuń
    5. I ja na urlopie wychowawczym:)))

      Usuń
    6. No to pięknie. Co do tych 6-latków to byłam raczej przeciwko, ale twoje argumenty do mnie przemawiają, dla wielu dzieci to możliwość lepszego rozwoju. ja też obserwuję zmniejszający się w zastraszający sposób poziom wiedzy ogólnej ( np panienka z gimnazjum pytająca mnie, czy W. Brytania leży koło Chin...) . To znaczy obserwuję to na korepetycjach w domu, bo od 4 lat nie pracuję z powodów zdrowotnych. Coraz ciężej mi uczyć młodsze dzieciaki, które mają ogromny problem z zapamiętywaniem i myśleniem. Są w stanie pracować odtwórczo, np coś przetłumaczyć, ale nie są w stanie wymyślić np opowiadania albo wręcz ułożyć zdań ze słówkami... "Bo proszę pani ja nie wiem, jakie zdanie z tym słówkiem by mogło być..." W tym momencie dusza mi warczy i usiłuję delikwenta naprowadzić na jakąkolwiek koncepcję, często bezskutecznie. Inna sprawa, że się też i starzeję i człowieka więcej rzeczy wkurza a i cierpliwości mniej:))

      Usuń
    7. Z tym moim zdaniem na temat sześciolatków to jeszcze wszystko w praniu wyjdzie:) Moja sześciolatka od września idzie do szkoły. Uważam na razie, że bez sensu byłoby jej na to nie pozwolić. Nudziłaby się w zerówce. Pani dyrektor szkoły, do której ją posyłam, uważa podobnie. Będzie w swojej grupie rówieśniczej. Nauczycielki są doświadczone, wierzę, że uwzględnią wiek dzieci i zastosują metody nauczania adekwatne do ich możliwości. Wiem, że rodzice martwią się, że szkoły nieprzystosowane i nauczyciele nieprzygotowani, itd. Ja sprawdziłam sytuację na swoim podwórku i uważam, że nie jest tak źle, a dzieci rozwijają się najszybciej do siódmego roku życia... Dobrze, jak rodzice są świadomi, pracują z dziećmi, mają też na to czas, ale mnóstwo dzieci stoi w miejscu. Zdarza się, że idą do zerówki i nie potrafią kredki trzymać, użyć nożyczek... Zdarza się to często na wsiach, gdzie nie ma przedszkola. Też zauważam, że poziom wiedzy ogólnej jest niższy. Dzieci mają chyba za dużo bodźców. No i to szkoły walczą o uczniów, a nie odwrotnie. Zresztą, jak sama wiesz, to temat rzeka:)

      Usuń