sobota, 17 maja 2014

Spotkałyśmy się tylko na chwilę

        

      Oczy lalki zrobione z guzików ze starej koszuli wyrażały rozpacz i samotność, stan duszy małej dziewczynki, która ją tuliła. Taka mała, biedna szmacianka, tak jak biedne dzieciństwo dziecka, które miała osłodzić. Bo to dzieciństwo było smutne, naznaczone odejściem matki. Mama umarła i zostawiła ją i jeszcze troje rodzeństwa z ojcem. Małe, wystraszone dzieci, jeszcze nie do końca świadome tego, co się stało, zdziwione, dlaczego mamusia wciąż śpi, dlaczego ją zakopują... 
Była mroźna zima. Ojciec kazał wszystkim dzieciakom spać w jednym łóżku, żeby było cieplej. Przykrywał je pierzyną, a na to kładł jeszcze swój wielki kożuch. Czuwał potem długo w swoim łóżku. Pewnej nocy usłyszał, że kożuch spadł. Poleżał jeszcze chwilę i wstał, aby go podnieść. Kiedy podszedł do dzieci, okazało się, że ktoś już je przykrył. Spały mocno i uśmiechały się przez sen. Rano im powiedział, że mama w nocy u nich była.
Tata ożenił się znowu. Macocha była dobra, nie biła, ale też szorstko obchodziła się z rodzeństwem. Rodziła swoje dzieci. Miała dużo pracy, a ojciec, jej mąż był srogi. Twardą ręką rządził domem i nie znosił najmniejszego nieposłuszeństwa i nieporządku.
Kiedy podrosła, wyjechała do Warszawy. Wydawało się, że los się odmieni. Pracowała, nauczyła się szyć i miała swego ukochanego chłopca. Kiedy przyjeżdżała do domu, budziła podziw miejscowej młodzieży. Pięknie ubrana, elegancka i uśmiechnięta... Lubiła jednak powroty do swego nowego świata.
Pewnego dnia dostała list od ojca. List bardzo krótkiej treści: „Pakuj swoje rzeczy i przyjeżdżaj”.  No i zrobiła rzecz niezrozumiałą dla mnie, usłuchała. Nie czekając na wyjaśnienia po prostu wróciła do domu. A tam czekała na nią niemiła niespodzianka. Szanowny rodzic postanowił wydać ją za mąż za zdolnego, aczkolwiek trochę starszego od niej stolarza, który wyszykował mu piękną stodołę z drewna. Po latach pytana przez córki, dlaczego była tak potulna, odpowiadała, że takie były czasy. 
Po ślubie młoda para zamieszkała w dwurodzinnym, drewnianym domu. W jego  drugiej części zamieszkało inne, też świeżo upieczone małżeństwo. Sąsiedzi zaprzyjaźnili się ze sobą. No i zaczęły rodzić się dzieci. Ich dom zaczął tętnić życiem. Trawa wokół niego nie miała szans urosnąć, gdyż zadeptywały ją ciągle małe stopy. 
Mąż okazał się dobrym człowiekiem. Był spokojny, czasami aż za spokojny. Nie pił, jak to w zwyczaju miejscowych mężczyzn często bywało. Kochał swoją żonę i szanował. Rozumiał jej potrzeby. Uciszał dzieci, kiedy pochylała się nad książką, a czytać lubiła bardzo.
Nie żałowała swojego losu. Nie skarżyła się na nic, ale w sercu jej była ciągle niedokończona opowieść... Po latach, kiedy pierwsza córka wychodziła za mąż, kiedy przygotowane było wesele, zaproszeni goście, w przeddzień ślubu powiedziała jej, że jeśli nie jest pewna swojej decyzji, może wszystko odwołać. Niech na nic nie zważa, jeśli nie jest pewna...
Dzieci to była jej radość i duma. Każde kolejne rodzone w bólu, ale kochane... Najpierw urodziły się trzy dziewczynki. Najmłodsza, mając osiem miesięcy zachorowała, a że  była mroźna zima, drogi nieprzejezdne, doktor nie dotarł na czas... Ojciec stolarz sprostał najtrudniejszemu zadaniu w swoim dotychczasowym życiu – wykonał małą trumienkę dla swojego dziecka. 
    Ból na zawsze wyparł z jej serca wszystkie tęsknoty. Kiedy kładła do drewnianej skrzynki kruchą, kochaną istotkę, czuła się wypalona jak garstka popiołu. Kolejne dni, miesiące były udręką. W jej głowie przez chwilę powstała szleńcza myśl, żeby pójść i odkopać białą trumienkę, jeszcze raz spojrzeć na słodką, maleńką twarzyczkę, odgarnąć jasne loczki... Myśl ta jednak tak samo szybko zgasła,  jak i się obudziła. W duszy zbolałej za mało było płomienia na cokolwiek, tym bardziej na szaleństwo.
    A później urodzili się jeszcze chłopcy. Gdy leżała znowu szczęśliwa w połogu z najmłodszym i zachwycała się jego pocieszną buzią, drobnymi rączkami, przyrodnia siostra – nastolatka, która ją odwiedziła, spojrzawszy na noworodka powiedziała, że w życiu nie widziała tak brzydkiego dziecka. 
Ciągle była elegancka, tak jak w młodości. Wyróżniała się na tle wiejskich kobiet w chustach, idąc w niedzielę na mszę świętą ubrana w szarą jesionkę, w stylowym kapeluszu na głowie, z gustowną torebką w ręku. Przy niej powoli kroczył dumny mąż.
Lata mijały, uroda powoli spływała z twarzy. Zdrowie zaczęło szwankować.
Najpierw odeszła sąsiadka, która po długiej, bezlitosnej chorobie, zasnęła snem niespokojnym, ogarniając ostatnim, czułym spojrzeniem swojego najmłodszego synka. Przyszła do niej we śnie tej samej nocy z obietnicą, że niebawem po nią wróci. Obietnicy, jako najlepsza przyjaciółka, dotrzymała.
Kiedy zaczęła na dobre chorować, przygotowała sobie piękną bordową sukienkę z białym kołnierzykiem, eleganckie pantofle i biały, koronkowy szal na tę ostatnią drogę.
I przyszedł moment, kiedy jej czas się skończył, moment niełatwy, bo okupiony cierpieniem, bo zwieńczył ciężką chorobę.
  Jej mąż żył jeszcze kilkanaście lat, pielęgnując w sercu tak drogą mu pamięć o niej.

Babciu, nie możesz tego przeczytać... A może nie musisz czytać, bo po prostu to wszystko wiesz? Twoje dzieci poradziły sobie w życiu. Mają teraz nawet więcej lat niż ty przeżyłaś na tym świecie. Masz sporo wnuków i prawnuków.  Część Twojego rodzeństwa jeszcze żyje. Druga część jest gdzieś tam u Ciebie. Stoi jeszcze Twój rodzinny dom i dom, w którym wychowywałaś dzieci. A w fundamentach pod Waszą zaplanowaną nową siedzibę Dziadek zasadził kwiaty. Jaki to był piękny ogródek! Dbał o niego bardzo, ale o tym to sam Ci powiedział. 
Mnie poznałaś.  Zdążyłyśmy się spotkać, choć tego nie pamiętam. Myślę sobie czasami, czy byłybyśmy przyjaciółkami. Wiele nas łączy. A może mi się tylko tak wydaje?
Odziedziczyłam trochę rzeczy po Tobie – starą maszynę do szycia,  kubek (potłukł się niestety), książki... Twoje ulubione nowele Prusa, Orzeszkowej... Pamiętam, jak mama opowiadała mi historię usłyszaną od Ciebie, jakoby z życia wziętą. Nie minęło dużo czasu, kiedy tę Twoją opowieść przeczytałam w książce. Gdy powiedziałam mamie, że jej „Chatę za wsią” streściłaś, wcale się nie zdziwiła.
Znalazłam kiedyś w szpargałach Dziadka piękny list do Ciebie od Twojej ciotki. Jak wiele musiałaś dla niej znaczyć, skoro nazywała Cię „najukochańszą Córką”, a miała przecież swoje własne córki. To był bardzo ładny list, pełen czułości i pięknie napisany.
Wiesz, im człowiek starszy, tym więcej w jego życiu cienia, tym mocniej odczuwa brak kogoś, czegoś. Poznałam do tej pory wielu wspaniałych ludzi i wielu mam nadzieję jeszcze spotkać, ale żałuję, że z Tobą się tylko minęłam. 





6 komentarzy:

  1. Masz dar:) Pisania :)
    Czesto rozmawiamy o mamie mojego mza, ktora miala samych wnukow gdy zyla. Kilka lat po jej smierci(przedwczesnej) , urodzila sie moja corka. Babcia Syla bylaby b. szczesliwa, bo wnuczka, na skutek, jakis genetycznych zawirowan, jest bardzo podobna do niej. Szkoda, ze sie nie spptkaly...
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za miłe słowa:) Wierzę, że te nasze Babcie gdzieś tam nad nami czuwają. Również pozdrawiam:))))

    OdpowiedzUsuń
  3. Kalipso, naprawdę masz dar. Twoje opowieści o ludziach, którzy odeszli są piękne i wzruszające. I tak pięknie wspominasz swoją babcię... Choć nie ze swojej woli, ale chyba miała dobre życie... Szkoda, że się tylko minęłyście, wydaje mi się, że macie dużo wspólnego.
    Ja moją babcię pamiętam, ale zmarła, gdy miałam 10 lat, moja pamięć o niej jest pamięcią dziecka, trochę wiem z opowiadań Mamy. Babcia ze strony Taty zmarła, gdy on był małym chłopcem, podobnie dziadek. Jedynym więc wspomnieniem tamtego pokolenia jest Babcia Agata. Dziękuję za to wspomnienie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, Miko:) Ja też myślę, że miała dobre życie. Fajnie jest mieć chociaż wspomnienia:)

      Usuń
  4. Kalipso, Twoje słowa czyta się jak opowiadanie. Kurczę, coś zrób, bo szkoda przecież!
    I ja nie zdążyłam poznać moich Babć. Dziadków zresztą też nie. Mama Mamy umarła bardzo dawno, jeszcze przed moim urodzeniem, a Mamę Taty pamiętam bardziej w powiązaniu z sytuacjami, niż z Babcią. Pamiętam chleb pieczony w liściach chrzanu, jego zapach i rysunek liścia na skórce. Niewiele...
    Myślisz, że TAM nie mają internetu? Bo może mają?

    OdpowiedzUsuń
  5. Pewnie mają, tylko nasze łącza za słabe:)

    OdpowiedzUsuń