Piękny,
pogodny ranek. Piję nieśpiesznie gorącą kawę i gapię się sobie
za okno. A tam bloki. Jeden z boku, drugi naprzeciwko, zaraz za
małym, ładnym skwerkiem. Patrzę na ten drugi, bo wygodniej. O,
znowu wyszła... Dorodna kobieta o obfitych piersiach, rozłożystych
biodrach, w jasnej, cieniutkiej, różowej bluzeczce. Wczoraj o
świcie pojawiła się na balkonie w samej bieliźnie. Biały
biustonosz o szerokich fiszbinach niemal zlewał się z jej ciałem, bujnym niczym dobrze wyrośnięte, drożdżowe ciasto. Przeciągała
się leniwie i rozglądała wokół. Ziewnąwszy przeciągle, wróciła
do swojego mieszkania i zamknęła drzwi.
A
teraz rozwiesza pranie. Mocno strzepuje, rozkłada sobie na piersiach
pojedyncze sztuki, nawet koce, dokładnie wygładza fałdki, znowu
strzepuje, rozwiesza, ściąga ze sznurka, jeszcze raz gładzi, znowu
rozwiesza... Rzetelnie, z powagą i szacunkiem podchodzi do tej
czynności. Różowa bluzeczka połyskuje, ciemne włosy zaczesuje
palcami za uszy, kołysze biodrami. Spogląda w dal, jest zamyślona.
Znowu rozkłada na piersiach pod brodą jakąś kolorową szmatkę,
może to dziecięce przescieradełko albo coś podobnego. Jeśli jest
matką, to matką archetypiczną, matką - rodzicielką, matką –
żywicielką, świadomą swojej doniosłej roli, niezłomną. Z
pewnością z namaszczeniem nalewa zupę i nigdy nie spóźnia się
po dziecko do szkoły. To płodna bogini domowego ogniska, ciepła,
przytulna, oddana...
Dopijam
kawę i lecę rozwieszać swoje pranie. Wyszarpuję wilgotne ubrania
z pralki do miski. Zakładam gruby sweter z lumpeksu, taki specjalny
do wyjścia na balkon, i czapę zakładam, właśnie z choroby
wyszłam i niespieszno mi do następnej. Patrzę w lustro - wyglądam
jak jakiś Kozak naddnieprzański. Wymachując miską, wychodzę na
mój mikrobalkon i wieszam jak leci. Nie strzepuję i nie wygładzam.
Niech wiatr wygładza. A wieje dziś, że ho ho...
Z
tej strony mieszkania też jest ładny widok, drzewka, ławeczki, plac zabaw, a za
tym wszystkim blok, taki sam jak nasz. I widzę okna kuchenne, przysłonięte krótkimi firankami. A przy nich siedzą ludzie. Niektórzy pewnie piją kawę i patrzą, jak matka-Polka
-Kozak naddnieprzański wiesza pranie.
Ciekawe,
co sobie myślą...
Ja też strzepuje i wygładzam wieszane pranie , ale nie żem taka stateczna matka ,tylko z lenistwa ,prasuje potem tylko to co się nie roztrzepało ;)))
OdpowiedzUsuńPięknie integrujesz swoje dziewczynki ,ciekawa jestem ,czy one zawsze takie zgodne przy tym zajęciu ? Skąd bierzesz takie duże kolorowanki ?
Pięknego wolniaka życzę :)))
Jakiem budowlaniec ,to pierwszy raz widzę tak poprowadzone rury od kaloryferów ,nie potykacie sie o nie ?
UsuńMarija faktycznie te rury od kaloryferów dziwne, ty to masz oko!!!
UsuńMika oko mam wyćwiczone na wyłapywanie inności .
UsuńDziefczynki, te rury już takie som:))) Nie wiem, dlaczego. Na razie nie przeszkadzają, chociaż od niedawna mamy to mieszkanie.
UsuńJa tak trochę też czasami strzepnę,ale tak na szybko:)))
Kolorowanki są ze Stokrotki. Wykupiłam wszystkie rodzaje, jakie mieli - z "mapą" Polski, ze zwierzętami, z księżniczkami i z placem budowy. Są świetne, szczególnie dla małej gromadki dzieci, bo dla jednego to może być trochę za dużo kolorowania. Ale od czego rodzice, ciocie, dziadkowie?
A moje dziewczynki zazwyczaj robią różne rzeczy razem - rysują, lepią z plasteliny, z masy solnej, budują coś tam z klocków lego... Czasem zgodne, czasem nie:))) Przy tych wielkich kolorowankach to najpierw uzgadniały co która ma kolorować, zamawiały sobie:)
Mario, dziękuję za życzenie:))) Tobie, Mice i wszystkim, co tu zaglądają też wspaniałego, udanego wolniaka:))))
Już cię widzę na tym balkonie, Kozaku Naddnieprzański! Stateczna matka zapewne jest Perfekcyjną Panią Domu. A ty szaloną nimfą Kalipso, udającą Kozaka dla rozrywki swoich Kalipsiątek :)))
OdpowiedzUsuńU mojej kuzynki w Krakowie okna kuchni wychodzą na długi poziomy blok, w którym ludzie najczęściej nie zasłaniają zasłon a czasem i firanek nie. Zawsze lubiłam po cichutku obserwować: a tu lepią pierogi, a tu dzieci szaleją, tu ktoś czyta pod lampą, tam ktoś przy komputerze, a jeszcze gdzie indziej dziewczynka gra na pianinie... Człowiek chyba jednak ma w sobie gen podglądania:)) Ale potem mi się robiło głupio i sama zasłaniałam okno:)))
Mika Niemcy maja bardzo ciekawie okna i z reguły nie mają firan i zasłon ,tylko żaluzje spuszczają jak idą spać . Też z koleżanką kukałyśmy przez okna :)))
UsuńMika, Perfekcyjną nie jestem, nawet jak się staram:))) Dla rozrywki to ja udaję różne rzeczy, nie tylko Kozaka, a firanek nie ma:)))
UsuńZ podglądaniem to chyba każdy tak ma, a przynajmniej większość. jak tu nie zaglądąć w niezasłonięte niczym okna:) W Holandii też jest tak jak w Niemczech. Za wielkimi oknami bez zasłon normalnie toczy się życie, które można podpatrywać jak w telewizji.
A u nas nie ma firanek, bo tak mi obrzydły, że wyrzuciłam. Jak znajdę właściwe, to pewnie powieszę, ale sama nie wiem, czego chce w tych oknach. To na razie jest bez niczego:) A właściwie to są rolety:)
Zapomniałam, śliczne kolorowanki!
OdpowiedzUsuńDziękuję w imieniu Kalipsiątek:)))
UsuńNie wiem co ludzie myślą, ale ja pomyślałbym, że dziewczyna ma duuuużo pracy bo się śpieszy, pewnie pranie nie takie ważne jak zabawa z dziećmi :)
OdpowiedzUsuńDziękuje za te piękne myśli:))) Dziewczyna ma duuuużo pracy, śpieszy się, jest ciepłolubna, a zabawa z dziećmi dużo ważniejsza od prania:) A wyjściowe ubrania się poprasuje:)))
UsuńJa wiem co oni pomysleli :) Ze fajna babka z Ciebie Kalipso :)
OdpowiedzUsuńOrszulko, dziękuję:))) Tego się trzymajmy, na pewno tak pomyśleli:))) A jak nie, to i tak się nie dowiem:)))
UsuńA co, kozaku to już nie wolno? Ma brudem zarosnonć? Czy jak?
OdpowiedzUsuńTa sumsiotka w bieliźnie weszła do jadalki, przyniosła z kuchni kawusię w szklance po turecku, zajarała ćmika i włączyła 38628 odcinek "Klanu". Z kuchni sączył się zapach kapuśniaku...
Hana, masz racje, kozaku nawet trzeba oprać sobie rajtki:))) Sumsiotka apetyczna kobita i kapuśniak umi uwarzyć, i dobre seriale oglonda, ale to nie kozak:)))
UsuńNa Kresach to pomyśleliby sobie: "W stepie szerokim..." Ot, taka czapa, to kozacka fantazja:))) Można by było też wieszać pranie w stanie... jak kiełbaski, jedna koło drugiej zupełnie nie roztrzepane, tylko tak od razu po wykręceniu powieszone na sznurze (dotyczy prania ręcznego) - znam taką historię:))))
OdpowiedzUsuńFantazja zaiste kozacka:)))
UsuńA historia bardzo ciekawa. Później takie wysuszone kiełbaski można ładnie w szafie poukładać, jedna kiełbaska na drugiej:)))
Ja też strzepuję i równiutko rozwieszam pranie bo jestem perfekcyjną panią domu, ha. Ale też przeciągam się, gimnastykuję i też może jakaś ciekawska mnie podgląda....Pięknie ją opisałaś.
OdpowiedzUsuńŚliczne kolorowanki i cudne, słodkie kolorujące .
Pozdrawiam serdecznie.
I tak na biuście rozkładasz i spoglądasz, i wygładzasz?:)
UsuńKolorujące to cukiereczki:)))
Pozdrawiam również:)))
Ona , byc moze jest ze Slaska. Bo kochana, jak sie dobrze pranie rozwiesi, to potym biglowac nie trza.
OdpowiedzUsuńKolorowanka podlogowa, cudo. To Wasze dzielo, czy ktos wpadl na ten genialny pomysl-wreszcie.
Ps. uwielbiam prac i wieszac. Ale nie wygladzam:)
A może i ze Śląska:)))
UsuńKolorowanki takie można kupić w sklepach "Stokrotka". Są różne rodzaje. A i przez internet też się da. Pomysł z tymi kolorowankami jest rzeczywiście genialny:)))
No wiesz, to wygładzanie to już za dużo:)
Uśmiałam się:) Cudnie zestawiłaś obrazy dwóch mam wieszających pranie. Większą sympatię czuję do mamy kozak niż do bogini płodności;) świetny tekst!
OdpowiedzUsuńA wiesz, ja to taki trochę kompleks mam:) Wychodzę na ten balkon taka byle jaka i wieszam te ubrania tak hop siup, aby prędzej. A później to trzeba pozbierać, poskładać... A czasu szkoda:)
UsuńDziękuję!
Nie miej kompleksu Kalipso;) Zapewniam Cię, że mi też bliżej do Ciebie w tej ceremonii wieszania prania niż do bogini i królowej. Też wyskakuję byle jaka z miską pełną prania i hop siup - byle prędzej co przecież nie znaczy byle jak;) Ale przy trójce dzieci czasem nie można inaczej;)
OdpowiedzUsuńNo tak... Z tą trójką to się rozumiemy:)))
Usuń