Czasami celebruję przygotowywanie
obiadu. Obieram starannie, kroję w idealne kosteczki, skrupulatnie mieszam...
Czasami. Kiedyś... Bo ostatnio, jeśli robię obiad, to tak
szybciutko. Zupy w ogóle mi nie
wychodzą. Oj tam, nie muszę być we wszystkim dobra:) Niedawno tłukłam mięso na kotlety. Młotkiem do mięsa,
ekspresowo. Przesuwałam sobie paluszkiem plastry schabu pod młotkiem i
niechcący walnęłam z całej siły w tego
paluszka. Nie z zemsty. Cóż on winien... I nie z miłości. Taki sam jak
pozostałe... Paznokieć zrobił się czarny.
I teraz wskazujący jest monster, jak te upiorne, chude laleczki. Miga mi przed oczami cały czas niczym kursor
na ekranie komputera. Cokolwiek robię, zaczynam od palca:)
Herbata stygnie o czwartej nad
ranem... Za chwilę zacznie świtać i
słońce powoli będzie wlewać się do okien. A świat śpi, a świat śni...
Błogosławiona cisza i sen. Spokój i miarowe oddechy.
Dom też śpi. Dom współodczuwa.
Gdzieś tam delikatnie bije jego serce. Żyłami płynie woda. Żyły ma pordzewiałe,
ale się trzyma. Jak się obudzi, zacznie trzeszczeć, chlupać, skrzeczeć radiem.
Dużo pracy przed nim. Niech śpi.
W sobotę rano obudziła mnie
H. - lat cztery. Swoimi poślinionymi
łapkami nacierała mi powieki.
- Co robisz, człowieku? - pytam.
- Uzdrawiam cię, jak Jezus.
No tak... Porannie uzdrowiona poczułam przypływ energii.
H. (muszę jej wymyślić jakiś pseudonim, ale do głowy przychodzą mi
tylko imiona krwawych dyktatorów, więc wykonanie tego planu odkładam na później) oprócz mocy uzdrawiania czuje ogromny bunt wobec systemu, a
może i nawet wobec wszystkiego, łącznie z matką rodzoną.
Nie chce się ubierać, nie chce się rozbierać, myć pierwsza, myć
ostatnia, chodzić do przedszkola i na zajęcia plastyczne, bo to jest praca, a
ona nie da rady pracować i chce się pobawić. Na liście tego, co chce,
znalazłoby się jedzenie chleba z sałatą i dżemem truskawkowym oraz czytanie
książeczek.
Ja wszystko rozumiem, bom wyrozumiała. Bunt wobec systemu chwalebny
może być, ale nie wiem, jak długo to zniesiemy. Ja, dom i cała reszta.
Pusia - lat pięć. Niby się nie
buntuje, wygląda niewinnie, słodko, ale to tylko przykrywka. Taki płaszczyk
różowy:) Dzisiaj potajemnie przeniosła w kosmetyczce (!) ze trzy szklanki wody
do swojego pokoiku i w pudełku po lodach stworzyła basen dla laleczek. W
basenie tym dla dekoracji zatopiła bardzo cenne i bardzo pamiątkowe muszelki
Marcepanki oraz najładniejsze listki z paprotki. Lalki kapały się z
przyjemnością i śmiały się perliście, ale podczas tej wspaniałej zabawy basen
oczywiście się przewrócił, wylewając swoją zawartość na panele. Pusia zebrawszy
się na odwagę (wcześniej dostała przyzwolenie na kąpanie lalek, ale WYŁĄCZNIE w
łazience i bez dyskusji), rzekła, że to nie jej wina, że to w ogóle nie ona,
ale w jej pokoju jest woda na podłodze. Następnie schowała się pod łóżko.
Marcepan - lat osiem. Jest
autorytetem dla młodszych. Jest wzorem. Wymyśliła zabawę w szkołę. Pierwszy
temat lekcji - "Omawiamy zachowanie mamy i taty". Po omówieniu była
matematyka i czytanie. Podczas tego drugiego okazało się, że Pusia umie. Umie
czytać! Ale jak? Kiedy? I zna alfabet na pamięć.
Gdzieś tam słońce rozprasza już
cienie. Słońce wschodzące, witające. I w oknach powoli, powoli zapalają się
światła. A nasz dom śpi, a nasz dom śni. W tym śnieniu kiełkują marzenia, plany
i pomysły. Małe łodyżki pną się do góry, pączkują listki i czuć już zapach
przyszłych kwiatów. Pachnie tu, pachnie... Czas kawę parzyć.
Ucieczka w drodze do przedszkola
Bunt przeciw rękawiczkom. Przeciw rękawiczkom też...
Zima jest zbyt piękna...
Zabawa przyjemna:)Niech inni pracują!
Kwiaty pachną.
W parku jest miło, chociaż trzeba uprzątnąć ławeczkę, żeby usiąść.
I w domu jest miło.
Biżuteria przeze mnie lepiona, szkliwiona i noszona:)