Hej,
Grzesiek, pamiętasz? No co masz nie pamiętać. Ty byłeś z tych
bystrzejszych. Tamto opowiadanie... Nauczycielka od polskiego w
każdej kolejnej klasie kazała nam pisać prace o tym, kim będziemy
w przyszłości. Nie wiem już, co wtedy właśnie ja napisałam, ale
pamiętam, że kiedy Ty czytałeś, wszyscy słuchali z wypiekami na
twarzy, bo to było takie... szczere, o uczuciach, takie Twoje
marzenia o tym, że jesteś żołnierzem, że przyjeżdża Twoja
dziewczyna, przytulacie się, rozmawiacie... I ten, co mnie zadręczał
każdego ranka, żeby mu matmę tłumaczyć, a nie pojmował jej
wcale, ten też słuchał z uwagą. Chyba piątkę dostałeś za to
opowiadanie.
Pamiętasz,
Grzesiek, godziny wychowawcze? Wychowawca był świetnym
nauczycielem, choć to raczej samouk. Nie skończył żadnych studiów, ale wtedy to nie było konieczne, żeby uczyć. Dużo czytał,
pasjonował się matematyką. Przy tym był tak roztargniony...
Często przychodził do szkoły w dwóch różnych skarpetkach.
Czasem można go było zagadać, że zapominał o zadaniach do rozwiązania, a czasem był czujny i szybko urywał
różne nasze dygresje. No i te godziny wychowawcze... Zawsze
przygotowywał jakieś ciekawostki. Pamiętam jedną taką lekcję,
kiedy opowiadał o bandach, które grasowały po okolicznych wsiach
po drugiej wojnie światowej. Bandami nazywał partyzantów. Pytał
nas, czy wiemy, że te bandy istniały. Patrzył na mnie, a ja
spuściłam głowę. Tak, wiedziałam. Brat mojego dziadka należał
do oddziału słynnego partyzanckiego dowódcy AK - Huzara, zginął
niedaleko szkoły, ma tylko symboliczny grób, gdyż nie wiadomo, co
stało się z ciałem. Dziadek mój był w więzieniu za pomoc
partyzantom. Widziałam dokumenty... Ciekawa jestem, czy wychowawca
nasz, czytając te słowa, spuściłby głowę... Z matematyki zawsze
miałam u niego piątkę, na egzaminach wstępnych do liceum dostałam
szóstkę, potem piątka na maturze... No patrz, niezła byłam z
matmy, a zawsze wolałam polski...
W
tamtych czasach kolekcjonowałam opakowania po czekoladach. Twój
ojciec pracował w Niemczech i przynosiłeś mi takie piękne,
kolorowe papierki z obrazkami przeróżnymi. Rozkładałam sobie tę
moją kolekcję na podłodze. Wyglądała jak kolorowy dywan. Gdzieś
to wszystko przepadło... Nie wiem gdzie, a szkoda.
Pamiętasz
tę naszą maleńką szkołę ubogą? Zielono było wokół niej.
Dookoła rosły ogromne topole, klony, żywopłoty... I trawa... Przy
boisku był taki maleńki lasek iglasty. My, uczniowie, musieliśmy to
sprzątać. To było nawet przyjemne. Za ogrodzeniem znajdowały się
groby żołnierzy polskich i radzieckich. Zawsze podczas uroczystych
akademii całą szkołą ruszaliśmy tam, aby uczcić pamięć
poległych. Śpiewaliśmy "Wszystko, co nasze, Polsce oddamy, w
niej tylko życie, więc idziem żyć..." A na koniec "Na
Jej zew, w bój czy w trud, pójdzie rad harcerzy polskich ród,
harcerzy polskich ród". I byli tacy, co jeszcze kilka razy
powtarzali "polskich ród, polskich ród, polskich ród".
Denerwowało to nauczycieli a mnie, muszę ze wstydem przyznać ,
śmieszyło.
Ja
tych nauczycieli naszych ogromnie szanowałam i nadal szanuję. Z
niektórymi dane mi było spotkać się na gruncie zawodowym,
zadzierzgnąć relacje koleżeńskie. Na początku było to dla mnie
coś niesamowitego, być z nimi w jednej drużynie, poznać z innej
strony. Muszę stwierdzić, że dzieci widzą bardzo dużo. Ja po
iluś tam latach, spotykając i na nowo poznając tych swoich
belfrów, przekonałam się, że kiedyś miałam co do nich bardzo
trafne spostrzeżenia. I doskonale rozumiałam, co im zawdzięczam, a
co zaprzepaścili...
Grzesiek,
ale Ty nie myśl sobie, że ja kiedyś coś do Ciebie... W życiu!
Nie byłeś zupełnie w moim typie, ani ja w Twoim, to wiem.
Pamiętam, jak kiedyś się spotkaliśmy gdzieś na mieście, a Ty
powiedziałeś: "Hanka, ale z Ciebie laska się zrobiła!".
No ba! Na mnie mówili Hanka, a na Ciebie Rumcajs, ale u Ciebie się
nie przyjęło.
Wiesz,
chciałabym, żeby moje córki miały takich kolegów. Z Tobą to
można było pogadać o wszystkim, o życiu, o książkach, o
bzdurach... I cieszyć się umiałeś, jak coś mi dobrze poszło.
Mam
nadzieję, że tego nie przeczytasz, choć nawet imienia Ci nie
zmieniłam. Tak pomyślałam, że mogłabym pogadać z Grześkiem,
ale z tamtym, sprzed lat. Ten obecny, czyli Ty teraz, to już obcy
człowiek. I dlatego tak trochę chaotycznie piszę, bo piszę nie do
Ciebie, tylko do tamtego Grześka, a my wtedy wszyscy byliśmy
chaotyczni.
Nie
wiem, czy pamiętasz, ale lubiłam historię. Teraz czasami urządzam
sobie takie lekcje, jadę gdzieś coś pozwiedzać, zobaczyć,
przeczytać. Jeżeli wbrew moim nadziejom kiedyś tu zajrzysz, to
pooglądaj sobie te zdjęcia ze skansenu w Kadzidle.
Pa,
Grzesiek:)
Kurpie... Chyba zaczynam je lubić:))))