wtorek, 17 sierpnia 2021

Do lata

 Odpoczywam. Leżę sobie w kołysce lata i pozwalam nieść ciepłym wiatrom i słodkim zapachom. Złoto mi i tęczowo, kwieciście i promieniście. Jakbym w koszu ze słomy utkanym, miękkim i puchem wymoszczonym, zawieszonym gdzieś na gałęzi rajskiego drzewa wisiała. Lato i sny. Tak bym chciała jeszcze trochę w tej wakacyjnej przestrzeni lewitować, jako te ptaki niebieskie fruwać pomiędzy niebem i ziemią, manną się żywić i deszczem…

Jeszcze trochę.

Tak sobie pisałam kilka dni temu, niesiona na fali wakacyjnych uniesień, upojona widokiem idealnych zdjęć instagramowych, wpisami  na temat bycia czułym dla siebie, przegryzając to czasem lekturą „Króla” Twardocha, żeby mi poziom cukru za mocno nie skoczył. I nagle jeeeb! Wypadłam z kołyski lata. Prosto przed biurko (dobrze, że zdążyłam ogarnąć, nawet pulpit przyozdobiłam sobie kwiecistą okleiną, żeby mi kiedyś tam przyjemnie było przed tym biurkiem siedzieć), notatki w biegu kreśląc. W panice szukam łatwych programów do montażu filmów, bo wyszłam już z wprawy. Terminy pomyliłam i na jutro, czyli tak jakby na wczoraj muszę stworzyć ważny projekt. Mogłabym jeszcze się pozastanawiać, czy naprawdę ważny… Ale chyba jednak tak. Siedzę zatem i tworzę. Idzie mi topornie.

Lato, nie uciekaj. Zrobię, co trzeba, a potem jeszcze przytulę trawy rozczochrane, chociaż buty na jesień już zamówiłam.

Migawki ogrodowe, bardziej lipcowe niż sierpniowe.