Jeszcze niedawno lepiliśmy
bałwany, a dziś ich resztki łączą się w strumyczki, spływają
do kałuż, skąd powoli wnikają w ziemię. Ziemia opita,
nasiąknięta do granic, chce więcej. Zawsze na wiosnę ma takie
pragnienie. Czyżby wiosna już... Ech, luty jeszcze w ciepłych
butach krąży wokół. Ciągle luty.
Roztopy,
ferie i silne przeziębienie sprzyjają czytaniu powieści. No to się
zaczytałam w „Luboniach” Kraszewskiego. Ciągle jednak ktoś
przerywa. Posadziłam przeszkadzaczy na kanapie. Nakreśliłam
sytuację polityczną na ziemiach naszych za czasów Mieszka. Rzekłam
słów kilka o świętych gajach, chramach i gęślarzach. Po takich
wprowadzeniu nakazałam spokój, dopóki chrzest Polski się nie
odbędzie (a parę stron jeszcze do tego wielkiego wydarzenia), bo
nie ręczę za siebie. Zostałam wysłuchana i chyba zrozumiana. A
potem jeszcze objaśniałam szczegóły. Edukacja domowa...
Ileż
można chorować? W ferie... Mając dość roztopów za oknem,
spakowaliśmy tobołki i pojechaliśmy szukać wiosny.
- Gdzieżeś
ty wiosno, gdzie? Ach, gdzie?
Nic sobie nie robiła z naszego
wołania, chociaż mamiła, pokazywała a to rąbek spódnicy, a to
włos zielony. Żadnych konkretów. No, może poza tym malowniczym
liszajem mchu na dębie. Dobre i to...
A
kiedy skończy się przedwiośnie,
wtedy
przestanie być żałośnie.
Rozdziawią
buzie kwiatki polne,
tak
zadziwione, ze już wolne.
Spadną
na ziemię ciepłe deszcze.
Wiosna
rozbłyśnie. Tak Wam wieszczę:)))
A teraz idę kupić doniczki:)
A teraz idę kupić doniczki:)
Eeee tam...