niedziela, 13 października 2019

Co zmalowalam?


Nie czuję się dziś dobrze, ale napisałam niedawno, że wróciłam. To zobowiązuje.
Na dworze zimno, w chałupie też. Zanim napalę w kominku albo po prostu włączę ogrzewanie, co dużo prostsze jest, cofnijmy się w czasie o rok. A może i więcej... Wtedy to jako nieodrodna kurza córka (tu uściski dla moich matek blogowych - Miki i Hany) poczułam wenę i chwyciłam za pędzel, a raczej mały pędzelek z dziecięcego piórnika. Wzięłam też farby szkolne i dwa drewniane pudełka po kredkach. Pomazałam, pomazałam, wysuszyłam, a potem namalowałam kwiatki. Dziewczynkom nakazałam zrobić wałeczki z filcu i upchnąć je w pudełkach - pomysł zaczerpnięty z sieci. Potem mogły w nich układać moją drogocenną biżuterię.
Kolorowe kolczyki z papieru niestety się zgniotły. Niech będzie, że same się zgniotły. Z trudem odżałowałam.
W tym roku we wrześniu mieszkała z nami mysz. Po kilku nieudanych próbach w końcu udało nam się ją schwytać w tę wiekową, pożyczoną pułapkę. Śliczna była, ale musiała wyprowadzić się na pole.
I mam dowód, że w Narwi pływają krokodyle.
No i zobaczcie, co się dzieje z różami...