Idąc przez wieś, mijamy opuszczone siedliska, puste
domy albo ślady po nich. Odwiedza je tylko wiatr, wędrowiec niestrudzony i
wieczny. Jak czas. I myślę sobie, że wiele twarzy pamiętam, ludzi, których
dawno już nie ma. Byłam tu, kiedy oni
jeszcze byli. Myślałam wtedy, że tylko moje są drogi, polany, drzewa ulubione.
Przebiegłam wzdłuż i wszerz pobliski las, przeniknęłam jego najciemniejsze
zakątki. Moje były pola, kiedy wracałam na skróty ze szkoły. Do mnie należała
kładka przez rzekę. Była spalona przez słońce i trzeszczała złowrogo, a pod nią
leżały spiętrzone kamienie. Czasami ją omijałam, przerzucałam tornister na
drugą stronę i przeskakiwałam głęboki rów. Potem śnił mi się często, ciemny,
zwielokrotniony, napełniony wodą po brzegi. Po drugiej stronie, plasnąwszy
nogami w błoto, sprawdzałam, czy książki nie zmokły.
Teraz wiem, że nie moje to włości. Na polnych
drogach widzę ślady stóp. Dawne ścieżki w większości zarosły, czasami
dostrzegam nowe szlaki. Ci, którzy pojawili się po mnie, wzięli w posiadanie te
pola i lasy. I nie narodziły się w nich jeszcze myśli smutne i niebezpieczne,
że tak naprawdę nie mają nic. Patrzą uważnie, z ciekawością, mówią grzecznie "dzień dobry" . Dziwią
się, kiedy ich matki i ojcowie witają mnie serdecznie.
Obecni zarządcy tutejszych dóbr - zakątków
cienistych, pól złotych - są jeszcze wolni i nieświadomi. Tam za rogiem, kochani, za laskiem, za
rzeczką, czeka na Was coś, ktoś...
A tutaj Wasze ślady pokryje kurz. Pochłonie je
historia, ta nasza mała wspólna historia, o której nie uczy się nikt. Połknęła
ona i dwór szlachecki, i karczmę żydowską, i tych jezuitów, co kryli się tu
przed zarazą - tak twierdzi wszystkowiedzący Internet. Kule niemieckie wyzbierała... A wiecie Wy, ilu
tu ludzi przed Wami dreptało?
I ja nie
wiem.