poniedziałek, 19 lutego 2018

Pająk?


Czasami długopis waży tonę. Czasami tak ciężko podnieść powieki i otworzyć oczy. Wydaje się, że może łatwiej byłoby wspinać się na Nangę, brodzić po kolana w śniegu pod górę, zamarzać powoli... Albo isć gdziekolwiek, czuć wiatry w dolinach, lęk na wyżynach, przemoknąć do suchej nitki, pić wodę z kałuży i takie tam. Iść po prostu i chłonąć świat, poddać się mu, pozwolić kierować.

Ale trzeba otworzyć oczy, podnieść długopis, teczkę udźwignąć, tusz na rzęsie i kolczyk w uchu. Potwierdzić coś kilka razy, zaprzeczyć, opisać, powiedzieć, dodać, uzupełnić, napisać, stworzyć, zdążyć, przyjść, wyjść, powitać, pożegnać, wiedzieć.

Czasami można spojrzeć za okno jak złodziej, pooglądać obrazki w Internecie. Tylko szybko, bo szkoda czasu, bo nie ma czasu.

A za oknem spokojnie. Drzewa nieruchome. Pusto i słońce zachodzi. W starym szpitalu ciemno. Odpady chemiczne składowane w pobliskim lasku trują.
    - Tata powiedział, że da mi trzy stówy!
    - Aż tyle? A dlaczego?
    - Bo to był zakład. Wygrałam trzy stówy!
    - I co za to kupisz?
    - Pająka w papierniczym.
Ptaki pomarzły (dziadek tak mówił), nie śpiewają. Koty pomarzły. Zbieraczom śmietnikowym zgrabiały ręce. Kobieta z wózkiem sklepowym idzie do domu. Wózek skrzypi. Sąsiadka za ścianą nasłuchuje.

Udało mi się podnieść długopis.

Pająk z papierniczego musi być piękny, skoro warto dać za niego trzy stówy.  Takim pająkiem można nawet sterować! 

Za oknem nadal spokojnie. Chmury za blokiem naprzeciwko ułożyły się w kształt góry. Moja Nanga, moje K2.

A drzewa pomarzły. Zastygły im soki. Pomarzły też sny i marzenia całego osiedla. Bo gdyby było inaczej, to może wiatr fruwałby między gałęziami, rozhuśtałby je. I może przebiegłyby dzieci chodnikiem.

  - Opowiedz mi o tym pająku.