Czasami
długopis waży tonę. Czasami tak ciężko podnieść powieki i
otworzyć oczy. Wydaje się, że może łatwiej byłoby wspinać się
na Nangę, brodzić po kolana w śniegu pod górę, zamarzać
powoli... Albo isć gdziekolwiek, czuć wiatry w dolinach, lęk na
wyżynach, przemoknąć do suchej nitki, pić wodę z kałuży i
takie tam. Iść po prostu i chłonąć świat, poddać się mu,
pozwolić kierować.
Ale
trzeba otworzyć oczy, podnieść długopis, teczkę udźwignąć,
tusz na rzęsie i kolczyk w uchu. Potwierdzić coś kilka razy,
zaprzeczyć, opisać, powiedzieć, dodać, uzupełnić, napisać,
stworzyć, zdążyć, przyjść, wyjść, powitać, pożegnać,
wiedzieć.
Czasami
można spojrzeć za okno jak złodziej, pooglądać obrazki w
Internecie. Tylko szybko, bo szkoda czasu, bo nie ma czasu.
A
za oknem spokojnie. Drzewa nieruchome. Pusto i słońce zachodzi. W
starym szpitalu ciemno. Odpady chemiczne składowane w pobliskim
lasku trują.
- Tata powiedział, że
da mi trzy stówy!
- Aż tyle? A dlaczego?
- Bo to był zakład.
Wygrałam trzy stówy!
- I co za to kupisz?
- Pająka w papierniczym.
Ptaki
pomarzły (dziadek tak mówił), nie śpiewają. Koty pomarzły.
Zbieraczom śmietnikowym zgrabiały ręce. Kobieta z wózkiem
sklepowym idzie do domu. Wózek skrzypi. Sąsiadka za ścianą
nasłuchuje.
Udało mi się podnieść długopis.
Pająk
z papierniczego musi być piękny, skoro warto dać za niego trzy
stówy. Takim pająkiem można nawet sterować!
Za
oknem nadal spokojnie. Chmury za blokiem naprzeciwko ułożyły się w kształt
góry. Moja Nanga, moje K2.
A
drzewa pomarzły. Zastygły im soki. Pomarzły też sny i marzenia
całego osiedla. Bo gdyby było inaczej, to może wiatr fruwałby
między gałęziami, rozhuśtałby je. I może przebiegłyby dzieci
chodnikiem.
-
Opowiedz mi o tym pająku.