Październik puka do drzwi, szepcząc,
że czas róż się już kończy. Jeszcze próbuje zatrzymać
wrzesień, ale wiatr mnie smaga żółtym liściem po oczach.
„Puuuuść!” - woła. To puszczam. Żal mi września, kolejny
przeleciał jak sen, a ja w ciągłym niedoczasie, sprawy
niezałatwione w torbę październikową wkładam. A tam długopis
się wala i kartki pogniecione, rachunki niezapłacone i te zapłacone
też.
Za oknem wilgoć, zgnuśnienie i
rozkład. Tylko sikorki wdzięcznie przechylają główki i ostanie
pszczoły kręcą się przy nasturcjach. Nasturcje moje ulubione...
Kaparów z nich robić nie umiem i nie będę, ale doceniam,
podziwiam. Posadzę je w przyszłym roku.
Odłożyłam opowiadania Hłaski.
Kiedyś aniołem mi był, chociaż dużo pił. Dawne anioły upadają
jesienią.
Dzisiaj tak naprawdę poczułam jesień.
Nie słyszałam już odlatujących ptaków. Poleciały. Nie ma.
Przygotowałam żółty golf na jutro.
Kończy się czas róż, hortensji i
innych. Pora wracać do bloga.