Jest miasto, jest i biblioteka. W dodatku drewniana. Od czegoś trzeba zacząć - myślałam. A może i nie myślałam, tylko bezwiednie skierowałam swe kroki do biblioteki, zaraz po przeprowadzce. Owionął mnie zwykły zapaszek starych książek. Otuliła cisza. Bibliotekarka w skupieniu założyła mi kartę. A potem minęło trochę czasu i trafiłam na pierwsze spotkanie Dyskusyjnego Klub Książki. W niedużej salce przy wspólnym stole spotkały się czytelniczki - ciche, pogodne. Z czasem przekonałam się, że w ich głowach mieszczą się ogromne mapy myśli, dotyczące literatury krajowej i światowej, poskładane tematyczne, podkreślane wiele razy, poprawiane ołówkiem, wycierane gumką, wszystkie w wersji papierowej. Rozmawiałyśmy o wybranej książce. W prowadzącej widziałam elfa, który uchował się gdzieś w tych pachnących kurzem i baśnią korytarzach. Na stole paliła się świeczka, przez okno wpadało nadnarwiańskie powietrze zaprawione smogiem. Każda z nas po kolei dzieliła się wrażeniami po przeczytaniu dzieła, potem wywiązała się dyskusja. A jeszcze potem były kolejne spotkania. Co miesiąc po pracy, zamiast do domu, szłam do zacisznej salki w bibliotece. Kawa była już przygotowana, paliła się świeczka, kusiły ciasteczka. Na nasze spotkania zaczęły przychodzić nowe osoby. Kilka razy pojawił się chłopak z Ukrainy, nosił skórzaną kurtkę i miał mroczne spojrzenie Domogarowa (albo Bohuna, jak kto woli). Ze dwa razy wpadł dziennikarz z aparatem. Sfotografował nas i poszedł. Podobno wiceprezydent miasta pofatygował się na jedno ze spotkań, ale mnie wtedy nie było. Przyszedł też starszy pan w kraciastej koszuli. Miał ujmujący uśmiech i nazwał nas... czarownicami. Słuchał z uwagą i powiedział, że jesteśmy bardzo mądre i przyjemnie mu się słucha. Uczestniczył też w kolejnych spotkaniach. Zawsze niezwykle skromny, zabierał głos na końcu, dzieląc się swoją refleksją z czarownicami. Miał pomysł, aby założyć Klub Czarownic, takich znad Narwi.
Narew ma wiele dzieci. Wśród nich są elfy, czarownice, poeci... Starszy pan był znanym poetą, synem rzeki. Kochał ją niezmiernie, oglądał codziennie, pisał o niej.
Ja, przybysz, nietutejsza, też pochodzę znad Narwi. Miasto od początku nie było mi całkiem obce, bo znałam tu rzekę. Ona jak nić błękitna wiąże losy swych dzieci. Jej chłodne wody opływają nam serca, przenikają oczy, żebyśmy się mogli odnaleźć.
Poeta Tadeusz Machnowski był m.in. współtwórcą Grupy Literackiej "Narew", członkiem Związku Literatów Polskich. Opublikował 14 tomów wierszy i 2 tomy opowiadań. Jego utwory można znaleźć w wielu almanachach poetyckich, na łamach czasopism regionalnych i ogólnokrajowych.
Był także uczestnikiem spotkań Dyskusyjnego Klubu Książki. Towarzyszył nam podczas rozmów o książkach. Umilał czas swym uśmiechem i słowem. Niedawno nas opuścił i już nie przyjdzie.
Zmarł we Wrocławiu nad Odrą. Tam został pochowany.
Tak kochał Narew...
Podobno słyszano, jak rzeka rzece szepty słała.
Rzeka rzece jest siostrą.