niedziela, 9 sierpnia 2015

Domie złoty...

W czasie podróży Kalipso ogarnia entuzjazm. Skacze na fotelu samochodu, pokazuje palcem wokół, co tam ciekawego wypatrzyła. Krzyczy, piszczy, zachwyca się. Dzieciaki rozbawione podążają wzrokiem tam, gdzie mama wskaże. A tu samolot leci, a tu chmurka taka, a tam domek zabawny, a tu to, a tu tamto... A ten food taki fast, a ta kawa taka hot... Tyle radości! Mąż patrzy zdziwiony i połapać się nie może, o co jej chodzi, tej Kalipso. Niby zrównoważona na co dzień...

Ona sama nie wie, o co jej chodzi, chociaż trochę się domyśla. Ten entuzjazm, którym można obdzielić całą gromadę kibiców Jagiellonii, to nie tylko radość prowincjuszki, która  w wielki świat się wyrwała. To przykrywka. Kalipso boi się podróży i próbuje zagłuszyć swój strach. Jak już dotrze na miejsce, to pada oklapła i osowiała na łóżko, fotel, krzesło, cokolwiek... Szczęśliwa, że już po, ale wyczerpana tym entuzjazmem swoim nerwowym. A jeszcze zwiedzanie czeka, poznawanie...

 A trochę podróży już w swoim życiu odbyła. W tym jedną wielką zagraniczną. Dla Kalipso wielką, ale dla innych bardziej doświadczonych podróżników ta podróż to byłby pewnie śmiechu wart epizod. Nie odbierajmy jednak Kalipso tej radości wynikającej z poczucia, że jedną wielką podróż przeżyła. Niech ma, niech się cieszy, niech wspomina...

Oj, wspomina to wędrowanie... I jak stała później na wielkim placu pośrodku dużego, europejskiego miasta z buzią rozdziawioną, a członkowie ruchu Hare Kryszna nakładli jej do tej otwartej buzi słodkiej papki z bananami. I tak stała nakarmiona słodką papką, wzruszona i zadziwiona, a wokół niej przelewała się rzeka ludzi o różnych kolorach skóry i mówiących w różnych językach. Stała niczym na wieży Babel, świat wirował, bezdomni tańczyli, a siedzący nieopodal dziwak z uszami rozciągniętymi przez wielkie koła uśmiechał się przyjaźnie. Kiedy pierwsze oszołomienie minęło, ruszyła do przodu, by zwiedzić to miasto, kraj... Przez chwilę wydawało jej się, że ogląda kulisy świata, że tam niebo jest jakby bardziej niebieskie, róże czerwieńsze, ludzie weselsi... Dzikie króliki niemal jadły jej z rąk. Aż nagle zrozumiała, że te króliki wcale nie są dzikie. Morze Północne było zimne i wyrzuciło na brzeg martwego ptaka. Na ulicach handlarze o zmroku nagabywali: "Koka, ekstazy, hasz?". Trochę podobnie jak na Madro w B. - "Wodka, spiryt?" Niby podobnie, a jednak inaczej.  A potem poznała autochtonów i musiała stwierdzić, że mili z nich ludzie. Otwarci, przyjaźni, gościnni. Ta podróż z pewnością nie była zła. Wiele ją nauczyła.

Tylko wtedy Kalipso była trochę młodsza. Entuzjazm, który jej towarzyszył podczas tamtego wędrowania w dalekie strony (a kawał drogi przebyła autostopem:)) wynikał raczej z radosnych pobudek, nie ze strachu.

A teraz, chociaż wie, że trudy podróży są hojnie nagradzane w postaci wspaniałych  ludzi spotkanych na drodze, pięknych miejsc i widoków, cieszy się, że jest w domu.

Domie złoty...


A kogo spotkałam w czasie wojaży, opowiem w następnym poście:)

Na piaskach Pustyni Błędowskiej...
 Liski pustynne
Zamek Ogrodzieniecki




35 komentarzy:

  1. Bo Kalipso ma duszę dziecka :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ładnie opisałaś i entuzjazm i obawy, radość z podróży.
    Przed każdą miałam obawy, ale warto je przezwyciężać, jest potem co wspominać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Ewo:)
      Z wielka przyjemnością wspominam nasze spotkanie:)

      Usuń
  3. Jeżu, jakie śliczne buciki, że tak prozaicznie się zachwycę!
    Masz normalno reisefiber (nie jestem absolutnie pewna pisowni). Nie znam nikogo, kto jej nie ma. Normalna rzecz:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też lubię takie buciki.

      Usuń
    2. I nuszki Kalipso opalone w inne buciki!

      Usuń
    3. Buciki są fajne i w dodatku należą do gatunku tych niezniszczalnych i zawsze modnych:) Mają już chyba dziesięć lat i były mocno eksploatowane.
      A ten reisefieber (sprawdziłam, cóż to takiego:)) to przykra sprawa. Ja jestem zdenerwowana nie tylko przed podróżą, ale i w trakcie. Staram się bardzo, żeby innym to się nie udzieliło i robię z siebie pajaca:)

      Usuń
    4. No mam takie nieopalone paseczki:)

      Usuń
    5. Miałam takie buciki bardzo dawno temu, z początków Benettona w Polszcze. Czarne były i też nosiłam je coś 300 lat!

      Usuń
    6. A moje nowe buty, kupione niedawno, zepsuły się przy pierwszym wyjściu... To dopiero buty:)

      Usuń
  4. Ale z podróży ja też najbardziej lubię powrót do domu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja uwielbiam powroty do domu. Jak wracam, to lubię swoje mieszkanie:)

      Usuń
  5. Czy oni aby na pewno zapodali Ci papke z bananow do buzi, a nie z LSD? Bo wiesz, oni zywia sie roznymi dziwnymi substancjami... :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Panterko, tylko oni wiedzą, co tam było. A może oni też nie... Wtedy było mi wszystko jedno, co jem. I weź tu puść dzieciaka w świat:)))

      Usuń
  6. Jeśli jadę z kimś to zachowuję się podobnie. Wynika to z chęci podzielenia się swoimi obserwacjami z otoczeniem. Jeśli podróżuje sama, a to co widzę jest bardzo interesujące, to dzielę się tym z obcymi ludźmi. Jest to różnie odbierane, tak że staram się jednak przed tym powstrzymywać ;))
    W swoim domu czuję się najlepiej, ale od czasu do czasu, mam wewnętrzną potrzebę zmiany otoczenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te liski pustynne, niezwykle sympatyczne :)))

      Usuń
    2. Maria, Ty się nie powstrzymuj! Nie trzeba się ograniczać:) U mnie entuzjazm taki aż za bardzo.
      A otoczenie od czasu do czasu należy zmieniać, zatem do dzieła! Czekamy!
      Liski bywają niesforne:)))

      Usuń
  7. Wyjezdza sie w podroz po to by wrocic do domu, moj maz Wenzuelczyk za kazdym razem twierdzi, wszedzie dobrze ale najlepiej w domu...ja moze nie zawsze sie zgadzam ale moment wejscia do domu jest raczej przyjemny. Chyba, ze jak u mnie sie czesto zdarza trzeba zwalczyc roczne poklady kurzu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja bardzo lubię ten moment:) Przy trójce małych dzieci w domu jest najwygodniej. Od razu wracamy do rytuałów, porządku, swoich szaf. A jak już rozpakujemy się i upierzemy brudne rzeczy, znowu przychodzi ochota, żeby gdzieś sobie pojechać.Od tego w końcu są wakacje:)

      Usuń
  8. Domie złoty, to powiedzenie mojej ukochanej Babci, a teraz też i moje :)
    Mię też zachwyciły czerwone buciki ! Bo przecież czerwone buciki są najbardziejsze :)
    A na Madro w B. jest : papierosyyyy, wódeczka spiryt - mówione specyficznym śpiewanym nibyszeptem :)
    Piękne jest ostatnie zdjęcie !!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A widzisz:)
      No pewnie, że czerwone najbardziejsze! I sama nie wiem, dlaczego mam tylko jedne w tym kolorze... Trzeba nadrobić:)
      Na Madro musiało się zmienić przez tyle lat. Kiedyś mówili "cygarety", tak bardziej pa ruski:) Tam wszystko można było kupić... Ech:)))
      Dziękuję:*

      Usuń
  9. Podobnie miałam - a najbardziej, jak córki były małe. Może strach własny łączy się ze strachem o dzieci i to już jest za dużo?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie tak jest. I to na pewno za dużo. Cały czas próbuję oswoić ten strach, spacyfikować, ale nie potrafię.

      Usuń
  10. Nie umiem tak, ja podczas drogi siedzę i milczę chłonę, ale też i wołam ooo tam, ooo tu a kierowca i tak zauważy siedzącego na płocie ptaka drapieżnego a gapa nie zauważy. :)
    Cieszy mnie ten piękny świat te wszystkie barwy i te odmienne formy, które małe mniejsze większe duszki animują. Też lubię powroty do domu i wchłanianie na spokojnie wspomnień. Teraz takie mam. Dziś właśnie wróciłam do lasu sosnowego widząc go oczami jak żywy, niedawno widziany na żywo.
    Pięknie piszesz czy ja to już mówiłam kiedyś? No cóż lubię się powtarzać. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie to reakcja obronna. Zagłuszam swoje niepokoje. Co nie znaczy, że świat mnie nie zachwyca. Wprost przeciwnie:) I też lubię wracać wspomnieniami do odwiedzanych niegdyś miejsc, pięknych miejsc.
      Dziękuję, Elka! To bardzo miłe:)))

      Usuń
  11. Wszedzie dobrze, fajnie, inaczej, jednak w domu najlepiej. To taka przystan do ktorej sie wraca z wielka przyjemnoscia. W Twoim przypadku kochana Kalipso, to tez wyglada zupelnie inaczej. Domyslam sie, ze taki wypad wakacyjny wiaze sie z bagazem cichow i innych akcesorii, masz dziecinki o ktore sie troszczysz i chowasz pod swoimi skrzydelkami.
    Pamietam nasze wyjazdy z dzieckiem, np. namiot totalna dzicz i moj strach ktory towarzyszyl mi kazdego dnia, czy aby na pewno wszystko jest w porzadku, czy o czyms nie zapomnialam.
    Echhh, to byly czasy

    Zdjecia zapowiadaja wiele niespodzianek, wiec czekam na dalsze relacje.
    Butki super!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie:) Wraca się z przyjemnością. Zawsze mamy dużo bagażu, gdziekolwiek jedziemy. Na szczęście bagażnik pojemny:) Od jakiegoś czasu też myślę o nocowaniu pod namiotem, ale to mnie jeszcze przeraża. Kiedyś jednak spróbujemy.
      Byliśmy w ciekawych miejscach, ale nie wiem, czy takiego podróżnika jak Ty, to zadowoli...
      Buty aż się zarumieniły:) Dzięki!

      Usuń
  12. Pustynia Błędowska prawie ze wyszła jak pustynia:) Byłam tam kiedyś, ale była zbyt zielona:))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tego gorąca kropeczka mi się zgubiła - "prawie że" miało być:)

      Usuń
    2. Wiesz, to takie ujęcie:) Trochę piasku tam jest. I gorąco było, jak na pustyni:)))
      Kropeczka wyparowała:)

      Usuń
    3. U mnie dziś trochę wieje, pierwszy raz od... nie pamiętam kiedy:)

      Usuń
    4. U nas też trochę wiało, ale tak malutko:)

      Usuń
  13. O, moja Pustynia!!! Ale byłaś blisko mnie!!!

    OdpowiedzUsuń