Staruszek
w sutannie w nieodłącznej kanoniczej czapce idzie ukwieconą alejką. Podpiera
się laską. Podbiega do niego miejscowy wariat, który nie wiedzieć czemu, jest
bosy. Biedaczyna, wyraźnie czymś poruszony, chwyta księdza za rękę. Ten coś mu
tłumaczy, uspokaja.
Wtedy ostatni raz widziałam księdza Kaczyńskiego.
To
był ciepły, czerwcowy dzień. Szłam tą samą ukwieconą alejką po odbytej
spowiedzi przedślubnej, po której kanonik otworzył drzwi konfesjonału, złożył
mi życzenia, uścisnął. Wzruszył mnie bardzo, ale i wprawił w zakłopotanie tym
gestem. Trwała przecież msza święta i nigdy wcześniej (ani później) żaden
spowiednik nie okazał mi takiej serdeczności.
Wysokie
obcasy postukiwały na chodniku, spódnica szeleściła, wiatr targał włosy. Czułam
się wolna, beztroska. Czułam, że kończę pewien rozdział w moim życiu, zostawiam
ten mały kościółek za sobą, tę ukwieconą
alejkę, wiejski sklep samoobsługowy, proboszcza – staruszka i wszystkich
miejscowych wariatów. Słońce świeciło tak mocno, że musiałam mrużyć oczy.
Po
latach scena z księdzem wróciła jak bumerang.
Jako
dziecko do kościoła chodziłam co niedzielę. Na pamięć znałam wszystkie
pęknięcia w murze, malowidła na suficie, nazwiska fundatorów... Siadywałam z
rodzicami w bocznej nawie, przed ołtarzem Matki Boskiej. Stał tam klęcznik z
tabliczką informującą, że klęczał na nim papież. Po lewej stronie był
konfesjonał. Obok niego wisiał ogromny obraz przedstawiający oracza, który
odstawił pług i ukląkł przy krzyżu przydrożnym. Modlił się żarliwie, a
tymczasem anioł orał jego pole.
Ksiądz
spowiadał zawsze przed mszą. Ustawiały się do niego długie kolejki. Był
świetnym spowiednikiem i kaznodzieją.
Żeby wygłosić kazanie, zawsze wspinał się na ambonę. Bałam się, że stara
ambona pęknie i ksiądz spadnie. Jego słowa trafiały pod utrefione loki, trwałe ondulacje, chustki, peruki i do łysych
głów. Mówił pięknie, obrazowo i dosadnie. I miał do kogo mówić, bo kościół
zawsze był pełny.
Zabytkowa
chrzcielnica pamięta mszę świętą, podczas której kanonik przyjął do grona
swoich owieczek maleńką Kalipso. Ksiądz ten udzielił mi też pierwszej komunii,
przygotował do bierzmowania, odpytywał z katechizmu, chodząc po kolędzie. Nie
było łatwo...
Zwyczajny
wiejski proboszcz... Nie, niezwyczajny. Żeby to zrozumieć, potrzebowałam
przeżyć trochę lat, pouczyć się historii, bo to, że był świetnie wykształcony,
wiedziałam od dziecka.
Pochodził
stąd. W 1943 Niemcy w odwecie za partyzancką akcję
i śmierć swoich żołnierzy spacyfikowali rodzinną wieś księdza. Zabili 257 osób,
w tym jego najbliższych. Ksiądz, będąc wtedy młodym wikariuszem w innej
parafii, dowiedział się o planowanej krwawej zemście, po czym udał się do
rodzinnej wsi, ostrzegł swoich sąsiadów, znajomych, namawiał ich do ucieczki,
ale oni nie usłuchali, bo nie czuli się winni i nie wierzyli w tak okrutny
odwet Niemców. Wiedziony strasznym przeczuciem, zrobił im zdjęcia – ostatnie
pamiątki. Później, do końca życia, był strażnikiem ich pamięci. Sporządził
dokładny spis wszystkich zamordowanych, wybudował kaplicę upamiętniającą ich
tragedię, zgromadził pozostałe po nich dokumenty, fotografie. Stał się
budowniczym domów, powstających na zgliszczach. Uczestniczył też jako świadek w
procesie Ericha Kocha - zbrodniarza wojennego, odpowiedzialnego za
eksterminację wsi. Na procesie zwrócił się bezpośrednio do Kocha, wyrzucając
mu, że nie musiał być bandytą, że wśród Niemców też byli szlachetni ludzie, np.
Philip Schweiger - oficer, który razem z
żoną zamieszkał na plebanii w Tykocinie, gdzie ksiądz Kaczyński był wikarym. Oficer ten pragnął zakończenia wojny. To od niego pochodziły informacje o planowanej egzekucji. Słuchał radia BBC, a młody wikariusz służył mu za tłumacza. Dzięki temu mógł
przekazywać żołnierzom AK najświeższe wiadomości. Ksiądz,
będąc w Niemczech, odprawił mszę świętą dla społeczności, z której Schweiger pochodził.
Po mszy zapytano go, w jaki sposób można ulżyć jego cierpieniu, otrzeć łzy. Zaproponował,
aby poruszeni tragedią jego rodzinnej wsi Niemcy ufundowali dzwon, który będzie
symbolem pojednania. Spełniono jego życzenie.
17
lipca 1993 roku ksiądz kanonik Józef Kaczyński został udekorowany Krzyżem
Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski, przyznanym Mu przez Prezydenta RP.
Pod
koniec życia usunął się w cień. Zamieszkał w starej, drewnianej plebanii, w
której obecnie mieści się przedszkole. Stareńki, utykający wspomagał kolejnych
proboszczów, spowiadał, spotykał się z młodzieżą, opowiadał o zbrodni wojennej
sprzed lat.
Wyemigrowałam
dawno z kraju dzieciństwa. Tutaj, gdzie mieszkam teraz, spotkałam ślady
księdza. Być może chodzę jego ścieżkami.
Dlatego ta scena, kiedy ostatni raz go widziałam, scena widziana zza rzęs, jak
zza firanki, wróciła. Wróciło też wrażenie ukłucia gdzieś w sercu,
nieuświadomionego przeczucia, które zmąciło radość tego czerwcowego,
słonecznego dnia sprzed lat.
Ksiądz
kanonik wygłaszał piękne mowy pogrzebowe. "Każda piędź ziemi, po której
stąpamy, każde źdźbło trawy... będzie pamiętać " - mówił.
Ja,
źdźbło, pamiętam.
Dzisiaj
wiatr szarpie korony drzew, które wyrosły nad ciałami pomordowanych. Wyrosły
wysokie i bujne. Dawno umilkło echo ich pieśni, śmiechu i krzyku, nie płyną po
nich już łzy. I nie ma już księdza...
Są
drzewa, źdźbła trawy i dzwon... pojednania.
A ludzie mówią, że raz urwało się serce
dzwonu, gdy dokonywano egzekucji zbrodniarza Ericha Kocha.
Więcej
informacji na temat pacyfikacji wsi Krasowo Częstki znajdziecie tu - Czarne lata na łomżyńskiej ziemi.
W
2011 r. powstał film pt. "Czarny lipiec", przedstawiający historię
księdza Józefa Kaczyńskiego. Emitowany był w telewizji publicznej. Niestety,
nie można go obejrzeć w Internecie. Szkoda.
Aleja ta prowadzi do kaplicy, wybudowanej ku czci pomordowanych. Przed nią, po obu stronach alei, znajdują się groby.Wieś odrodziła się, wokół są piękne domy, gospodarstwa, ale obecni mieszkańcy to ludność napływowa.
W tym miejscu stała stodoła, do której zapędzono mieszkańców wsi przed rozstrzelaniem.
Niemcy zakopali ciała w dwóch mogiłach - w jednej kobiety i dzieci, w drugiej mężczyźni.
Dzwon pojednania...
Zdjęcia zabitych, w tym te, zrobione przez księdza.
Spis...
Jak patrzę na listę pomordowanych, i widzę 1 rok, 4 lata, 2 lata ... Człowiek człowiekowi może wiele, dobrego, ale zlego też. Nigdy tego nie zrozumiem, jak można uczynić komuś krzywdę. W imię jakichś durnych, wymyślonych ideologii ! Pewnie ciężko było żyć proboszczowi ze świadomością, że nie udało się mu nakłonić tych ludzi do ucieczki. ... czyżbym się przyczyniła do Twej opowieści wczorajszym opowiedzieniem filmu ? ... a poza wszystkim, jak zwykle perełka literacka ♥
OdpowiedzUsuńNajmłodsze dziecko miało pół roku. Ja też tego nie mogę zrozumieć. Kim byli ludzie, którzy strzelali do innych, bezbronnych ludzi, do maleńkich dzieci?
UsuńA proboszcz zrobił wszystko, co mógł... Zostało mu tylko dźwigać swój ciężar.
Przyczyniłaś się:) Chociaż myślałam o tym od jakiego czasu i zdjęcia miałam w komputerze.
Dziękuję♥
Pięknie i piękną postać przedstawiłaś.
OdpowiedzUsuńDla mnie w dziejach ludzkości najokrutniejsze jest to że jakieś jednostki o wybujałych ambicjach determinują życie "maluczkich", i że jedni "maluczcy" dają sobą tak bardzo manipulować, że w imię spełniania cudzych fantasmagori robią krzywdę innym "maluczkim".
Maria, to jest niesłychanie okrutne. Jesteśmy bezbronni, całkowicie. Nie mamy wpływu na losy świata i swoje własne losy. A wyrządzanie TAKIEJ krzywdy innym - to dla mnie niepojęte.
UsuńSkłonna jestem twierdzić, że mimo wszystko mamy wpływ, ale to wszystko skomplikowane jest. Człowiek to bardzo skomplikowana istota, dlatego też życie w społeczeństwie przez niego stworzonym, jest bardzo trudne.
UsuńMaria, ale tak w szerszym kontekście to nie mamy. Tak jak ludzie, których dotknęła wojna.
UsuńPoryczałam się....umiesz napisać tak, że niemal czuje się tamto słońce i ukłucie w sercu.
OdpowiedzUsuń:*
UsuńEwo, jak myślę o księdzu Kaczyńskim, to zawsze czuję to ukłucie. Dwa razy mi się zdarzyło, widząc kogoś, mieć tak dziwne, bolesne przeczucie. W obu przypadkach było to spotkanie - pożegnanie.
Pytanie do zbrodniarze mnie wzruszyło. Są tacy ludzie jak ksiądz Józef (imię Józef znaczy "tajemnica") Kaczyński, są i zawsze czynią dobro w ludzkich duszach.
OdpowiedzUsuńNie jest łatwo porzucić dom i wszystko z czym jesteśmy mocno związani bo ktoś mówi że niebezpieczeństwo, ktoś ostrzega i jak tu zerwać nagle więzy, które silnie zaciśnięte nie pozwalają na zerwanie. Smutna historia piękna postać a opowieść napisana także pięknie.
U dziadków moich w parafii był podobny ksiądz proboszcz, wdzięczni parafianie postawili na cmentarzu piękny acz skromny pomnik, stoją tam zawsze świeże kwiaty. Ten ksiądz co "gospodarzy" na parafii teraz, jest alkoholikiem.
Elu, podobno rodzice księdza powiedzieli mu, że skoro sąsiedzi zostaną, to oni tez. To była taka solidarność, jak w "Chłopach" Reymonta. Wszyscy trzymali z gromadą. Piękne to i smutne zarazem. Kilku chłopaków, zastanawiało się, czy nie uciec, ale poczucie wspólnoty z innymi zwyciężyło.
UsuńU naszego księdza ciągle płoną znicze.
A obecny proboszcz jest w porządku:)
Tacy ludzie wsrod ksiezy trafiaja sie niezwykle rzadko, zasluguja wiec na tym wiekszy szacunek i pamiec.
OdpowiedzUsuńEch, nie wiem, czy tylko wśród księży... Chociaż teraz mamy inne czasy. Tamte były chore, te również, tylko inaczej.
UsuńMasz rację, o takich ludziach, o takich księżach trzeba pamiętać.
Pieknie piszesz, kiedy czytam Twoje teksty ogarnia mnie autentyczny zachwyt, a ten wpis jest bardzo wzruszajacy i dajacy duzo do przemyslenia. JAk dobrze by bylo, zeby tacy ksieza mieli wiecej do powiedzienia w katolickiej Polsce...
OdpowiedzUsuńGrażynko, dziękuję:*
UsuńWzruszam się zawsze, gdy wspominam księdza, szczególnie ten moment po spowiedzi, o którym pisałam. To było zaskakujace i bardzo miłe.
A w katolickiej Polsce... Martwię się o katolicką Polskę i wielu rzeczy wprost nie pojmuję.
Pięknie i mądrze.
OdpowiedzUsuńDziękuję, Aniu:*
UsuńPoruszający tekst i piękna postać. Zdjęcia zamordowanych robią na mnie piorunujące wrażenie, to takie namacalne.
OdpowiedzUsuńHana, byłam tam niedawno. Ciche, spokojne miejsce, miejsce kaźni. Była piękna pogoda, ktoś tam rozmawiał za płotem, ptaki śpiewały. I te groby... Zdjęcia w kaplicy, a na nich twarze - młode stare, piękne, uśmiechnięte, poważne. Twarze żywych ludzi. Strasznie to niesprawiedliwe, że im tak brutalnie to życie wydarto. Poczułam się tam jak intruz.
UsuńPiękny człowiek z tego księdza! Pozostawił po sobie wielką spuściznę. Oby więcej takich duszpasterzy.
OdpowiedzUsuńA Twoja opowieść, jak zwykle, przepiękna ♥
To był człowiek niesłychanie mądry i dobry. Miał swoją historię, która go naznaczyła. On naprawdę rozumiał, czym jest dobro, zło, ból, przebaczenie.
UsuńMasz rację, piękny człowiek i duszpasterz.
Dziękuję♥
Nie znm postaci, ciekawa i ujmująca, szczególnie, jak ją tak pięknie opisałaś.
UsuńMnemo, bo to był skromny, wiejski ksiądz. A takich wsi spacyfikowanych było wiele, bardzo wiele.
UsuńPostać księdza jest dla mnie jedną z tych ważnych postaci.
Przy takich historiach zawsze się zatrzymuję, chociaż przerażona słucham, czytam, oglądam. Bo co człowiek jest w stanie zrobić drugiemu, to...ech, zgroza, słów za mało. Niestety, ludzkość na błędach ani na histori się nie uczy. Trza to wszystko upamiętniać, wałkować temat, głównie z młodymi.
OdpowiedzUsuńA jak się tak człowiek nasłucha i naogląda, to później w nim to długo siedzi... Ludzkość się nie uczy i zapomina. Dla młodych wojna to czysta abstrakcja.
UsuńZlo i dobro. zawsze obok siebie.
OdpowiedzUsuńMialas szczescie, by poznac takiego czlowieka.
Bardzo dobry tekst Kalipso.
Dziękuję, Kasiu:)
UsuńSzkoda, że pewne rzeczy docenia się za późno. Pewne rzeczy też odkłada się za bardzo.
pięknie napisana piękna historia pięknego człowieka!
OdpowiedzUsuńElaju, dziękuję:*
UsuńBardzo dziękujemy za wspólne świętowanie 1000 wyświetleń naszego bloga, przesympatyczne życzenia, piękne toasty. Zapraszamy do głosowania na najciekawszą, najlepszą, najbardziej trafną interpretację nazwy. Bemol narobił trochę zamieszania:)
OdpowiedzUsuńZaraz lecę zagłosować, ale nie wiem, czy jeszcze zdążę...
UsuńPozdrawiam:)
Czytam i ucieka, patrzę obok na śpiące spokojnie moje dzieci i łza cieknie po policzku...jak można być tak okrutnym dla bliźniego. W imię czego popełnia się zbrodnie?
OdpowiedzUsuńPamiętam, miałam 10 lat bylam na wycieczce w świętokrzyskim. Tam też taka wieś, gdzie spędzono ludzi ze wsi do stodoły, zamknięto ją i podpalono...
Kim mogli być ludzie, którzy strzelali do maleńkich dzieci? Którzy palili innych ludzi żywcem? Wojna tego nie usprawiedliwia. Nic nie może tego usprawiedliwić.
UsuńTakich wsi były setki:(
Kalipso, dopiero teraz przeczytałam, ale bardzo mnie poruszyło... Wspaniały człowiek i ksiądz ,zostawił wiele dobra po sobie. Pięknie o nim napisałaś, naprawdę.
OdpowiedzUsuńDziękuję, Mika:*
UsuńKalipso poruszyłaś tą historią najczulsze struny mej duszy... Wyzwoliłaś tyle różnych emocji. Na pewno żal, ból i strach, że zginęli Ci wszyscy Bogu ducha winni ludzie z maleńkimi dziećmi, podziw i szacunek dla księdza i zachwyt, że tak pięknie to opisałaś... Twoje spojrzenie na świat jest wyjątkowe... Uwielbiam...
OdpowiedzUsuńIgomamo, dziękuję za miłe słowa.
UsuńPozdrawiam:*